Społeczeństwo

Wypadek Beaty Szydło. „Porozumieli się, by składać fałszywe zeznania”

Beata Szydło w czasie pikniku rodzinnego PiS Beata Szydło w czasie pikniku rodzinnego PiS Patryk Ogorzałek / Agencja Gazeta
„Fatalnie się z tym czuję, nie mogłem dłużej z tym żyć” – powiedział „Gazecie Wyborczej” Piotr Piątek, były oficer BOR. W rozmowie ujawnił kulisy śledztwa w sprawie wypadku premier Beaty Szydło w 2017 r.

„Ta sprawa nie dawała mi spokoju. Są ludzie, którzy chcą, by prawda nie przedostała się do opinii publicznej” – powiedział „Gazecie Wyborczej” Piotr Piątek.

Czytaj też: Stłuczka, która odmieniła życie

Czy kolumna miała włączone sygnały dźwiękowe?

Od marca 2021 r. Piotr Piątek jest emerytowanym funkcjonariuszem Służby Ochrony Państwa (następca Biura Ochrony Rządu). W lutym 2017 r. był jednym z oficerów, którzy jechali w kolumnie ówczesnej premier Beaty Szydło, gdy doszło do zderzenia z fiatem seicento. Jego kierowca Sebastian Kościelnik przepuścił pierwszy samochód rządowej kolumny, a następnie zaczął skręcać w lewo i uderzył w auto szefowej rządu, które wjechało w drzewo. Poszkodowana została premier oraz funkcjonariusze BOR.

W śledztwie najważniejsze było ustalenie, czy kolumna rządowa, jadąc przez Oświęcim, miała włączone sygnały dźwiękowe. Od tego zależało, czy można ją było uznać za uprzywilejowaną, czy też nie.

Według informacji, które Piotr Piątek przekazał „Wyborczej”, złożone w toku procesu zeznania funkcjonariuszy BOR były nieprawdziwe. Więcej: on i jego koledzy za wiedzą przełożonych porozumieli się, by składać fałszywe zeznania. Jednocześnie były oficer BOR dodaje, że tamtego wieczoru kolumna nie miała włączonych ani sygnałów świetlnych, ani dźwiękowych. „Za każdym razem, gdy jeździłem do domu pani premier Beaty Szydło, nie włączaliśmy syren. Jechaliśmy po cichu, żeby nie wzbudzać sensacji” – mówi Piątek. „Żeby ludzie nie widzieli, że władza się wozi i panoszy”.

Apelację wniosła i prokuratura, i obrońca

„Ja sobie zdawałem sprawę, że chcąc dalej pracować i awansować, musiałem mówić to, co reszta” – relacjonuje „Wyborczej” emerytowany funkcjonariusz BOR. Taką wersję miał im przekazać dowódca zmiany. „To nie było mówione wprost. Raczej »Piotrek, wiesz jak było«, »wiesz, jak będzie dobrze dla nas«, »wiesz, jak mówi«” – dodał.

Prokuratura zdecydowała się ostatecznie oprzeć całą sprawę na zeznaniach funkcjonariuszy BOR i oskarżyła o spowodowanie wypadku Sebastiana Kościelnika, kierowcę seicento. Wyrok w sprawie wypadku byłej premier zapadł 9 lipca 2020 r. Oświęcimski sąd uznał wówczas winę kierowcy seicento, ale warunkowo umorzył postępowanie na okres próby wynoszący rok. Jego obrońca mec. Władysław Pociej w trakcie procesu wnioskował o uniewinnienie. Apelację wniosła zarówno prokuratura, jak i obrońca Sebastiana Kościelnika.

Kościelnik, komentując artykuł „GW”, napisał na Twitterze, że nowe informacje to „przełom, który mógłby zaoszczędzić prawie pięć lat życia, ale lepiej późno niż wcale”.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Rynek

Siostrom tlen! Pielęgniarki mają dość. Dla niektórych wielka podwyżka okazała się obniżką

Nabite w butelkę przez poprzedni rząd PiS i Suwerennej Polski czują się nie tylko pielęgniarki, ale także dyrektorzy szpitali. System publicznej ochrony zdrowia wali się nie tylko z braku pieniędzy, ale także z braku odpowiedzialności i wyobraźni.

Joanna Solska
11.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną