Trochę zdalnie, trochę stacjonarnie. Uczniowie dłużej tak nie dadzą rady
Od września nauka odbywała się w trybie prawie stacjonarnym. Prawie, gdyż co rusz klasy trafiały na kwarantannę i uczyły się zdalnie. Niektóre szkoły w całości prowadziły od czasu do czasu zdalne nauczanie, mojego liceum – odpukać w niemalowane – jeszcze to nie spotkało. Zawsze jednak jakaś klasa, często więcej niż jedna, była na kwarantannie.
Uczniowie szybko odkryli, że nauczyciele tak organizują pracę, aby zdalnie uczyć treści łatwiejszych i mniej też wymagać, zaś stacjonarnie trudniejszych oraz więcej wymagać. Wysokie oceny łatwiej się uzyskiwało, siedząc przed komputerem w domu, zaś trudniej, odpowiadając przy tablicy w szkole. Nic więc dziwnego, że każdy chciał jak najczęściej uczyć się zdalnie. To się po prostu bardziej opłacało.
Nauka zdalna od czasu do czasu
Od kwarantanny zaczął się też powrót do nauki po feriach świątecznych. Niektóre licea, które organizowały studniówkę 5 lub 7 stycznia, dowiedziały się, że na balu były osoby zakażone koronawirusem, zatem wszyscy niezaszczepieni przechodzą w tryb nauki zdalnej. Nie zmartwiło to klas maturalnych, raczej ucieszyło, gdyż po powrocie czekały ich liczne sprawdziany. Teraz albo się nie odbędą, albo będą znacznie łatwiejsze – co jest normalne, gdy sprawdzian odbywa się zdalnie.
Niestety moje liceum miało pecha – mimo że studniówka odbyła się w piątek 7 stycznia, do szkoły trzeba było przyjść w najbliższy poniedziałek. Przyjść i od razu wziąć udział w sprawdzianach, które – co jest typowe w nauczaniu stacjonarnym – będą trudne lub bardzo trudne.