Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

List od czytelniczki. „Lekarz mówił: płód na pewno obumrze”

„Bałam się, że dalej każą mi chodzić z tym żywym trupkiem we mnie”. „Bałam się, że dalej każą mi chodzić z tym żywym trupkiem we mnie”. Imani Bahati / Unsplash
Jeśli ja, kobieta wykształcona, w takim wieku, byłam przerażona i nie wiedziałam, co robić, to co musi czuć dziewczynina, która ledwo ze szkoły wyszła?

Jestem oburzona, wściekła na to, co się stało w Częstochowie. Mam 41 lat, specjalizację i doktorat z chirurgii. Od trzech lat bezskutecznie staramy się o dziecko. Jestem po trzech ciążach biochemicznych. Dofinansowanie do in vitro nie przysługuje mi (już) z racji wieku i miejsca zamieszkania. W Lublinie prace nad dofinansowaniem stanęły po podpisach 2 tys. mieszkańców przeciw. Jawna dyskryminacja.

Przed in vitro spróbowaliśmy inseminacji. Udało się, okazało się, że znów jestem w ciąży. Bardzo rzadko zdarza się zajść po pierwszym podejściu. W szóstym tygodniu po raz pierwszy zobaczyłam bicie serca płodu. Po kolejnych dwóch tygodniach tętno było już za niskie. Miałam przyjść na kontrolę za dwa tygodnie. Może być wada serca albo chromosomalna, usłyszałam. Każda wizyta prywatna po 200 lub 400 zł z USG.

Nie wytrzymałam nerwowo

Zaczęłam wertować angielskie artykuły naukowe. Wszystko wskazywało na to, że ciąża się nie rozwija i obumrze, stąd zalecenia z londyńskiego artykułu „Normal Ranges of Embryonic Length, Embryonic Heart Rate, Gestational Sac Diameter and Yolk Sac Diameter at 6–10 Weeks”, żeby takie pacjentki jak ja częściej kontrolować. Pytanie, po co? Bo w kraju cywilizowanym takie ciąże terminuje się również, jeśli nie przede wszystkim, dla zdrowia psychicznego rodziców. U nas?

Nie wytrzymałam nerwowo. Tydzień później poszłam do innego lekarza: tętno jest, ale

  • aborcja
  • ciąża
  • in vitro
  • Izabela z Pszczyny
  • Reklama