Medyka, polsko-ukraińskie przejście graniczne, czwarty dzień wojny. Kilkunastuosobowa grupa studentów z Afryki czeka w kolejce do Polski. Tak jak pozostali uciekają przed wojną w Ukrainie, gdzie spędzili kilka lat życia. Gdy tylko docierają przed oblicze ukraińskiego strażnika granicznego, są cofani na koniec kolejki. Powód? Funkcjonariusz wskazuje na ukraińskie kobiety z dziećmi, które jego zdaniem powinny przejść przed obcokrajowcami. Studenci wracają na koniec, a gdy ponownie docierają do pogranicznika, sytuacja się powtarza. Znowu i znowu. Po kilkunastu próbach wreszcie przechodzą. Mogą mówić o szczęściu, bo nie zażądano od nich łapówki.
Warszawa, Dworzec Zachodni, trzeci dzień wojny. W hali głównej tłoczno – z jednej strony uchodźcy z Ukrainy, z drugiej ludzie deklarujący pomoc. Znajdują się i tacy gotowi kogoś przenocować – mają to napisane cyrylicą na kartonach. Gotowość znika, gdy widzą przed sobą czarnoskórych studentów uciekających przed tą samą wojną co reszta. „Przyjechaliśmy po matkę z dzieckiem, nie po młode byczki” – mówią.
To tylko dwie spośród dziesiątek sytuacji z ostatnich dni, których świadkami byli albo o których dowiedzieli się działacze organizacji pozarządowych pomagających uchodźcom. – Pół godziny temu dostaliśmy kolejny niepokojący sygnał, tym razem ze stołecznego punktu informacyjnego dla uchodźców, gdzie wyproszono obywatela Afryki na koniec kolejki. Podobno z powodu priorytetowego traktowania obywateli Ukrainy – mówi Krzysztof Jarymowicz, prezes Fundacji dla Wolności. – To trzeci taki przypadek w ostatnich dniach, dlatego poprosiliśmy władze miasta o rozmowę – dodaje.
Łapówka za przejście granicy
– Sytuacja osób z Afryki oraz innych nie-Ukraińców bywa bardzo trudna – twierdzi Anna Kruszewska, jedna z wielu prawniczek pomagających uciekającym przed wojną w Ukrainie. – Trudna nie z powodu działań strony polskiej, tylko ukraińskiej.
Kruszewska nie spodziewała się takiej sytuacji. Z jej doświadczenia wynika, że pogranicznicy zwykle chętniej kogoś wypuszczają, niż wpuszczają. – Tym razem jest inaczej. Według mojej wiedzy Polska zachowuje się dobrze – strażnicy są otwarci, jeśli ktoś nie ma dokumentów, to starają się rozwiązać sytuację, kontaktując się z konsulatami w celu potwierdzenia tożsamości. Nie słyszałam do tej pory o większych problemach – opowiada prawniczka.
Po ukraińskiej stronie jest selekcja: Ukrainki przepuszczane są od razu, obywatele innych krajów – afrykańskich, m.in. Nigerii, Konga, Ghany, lub azjatyckich, m.in. Turcji, Tadżykistanu, Afganistanu i wschodniej Rosji – czekają nawet po kilka dni. Niektórzy działacze pomocowi, z którymi rozmawiała „Polityka”, słyszeli też o żądaniach łapówek za pokonanie granicy lub tworzeniu dwóch kolejek dla obywateli Ukrainy i innych krajów.
– Od piątku docierają do mnie wiadomości o problemach nie-Ukraińców z przekroczeniem granicy po stronie ukraińskiej, przy czym niektóre z nich dotyczą większych grup, np. dwudziestoosobowych lub nawet liczniejszych – mówi Anna Kruszewska. Najświeższe zgłoszenie, z poniedziałku, dotyczyło sześciorga Nigeryjczyków przetrzymywanych po ukraińskiej stronie bez jedzenia i picia.
Ludzie upadają ze zmęczenia
Kalina Czwarnóg, fundacja Ocalenie: – Sytuacja jest dynamiczna i czasem trudno się w niej połapać. Do poniedziałku ukraińscy pogranicznicy blokowali nie-Ukraińcom przejście na polską stronę. W poniedziałek dostałam zaś informację, że zaczęli przepuszczać. Tylko że po czterech, pięciu dniach stania ci ludzie są kompletnie wykończeni, słaniają się na nogach, zasypiają na ławkach.
Jeszcze w Ukrainie zdarzały się przypadki, że ludzie upadali z przemęczenia. Szczególnie Afrykańczycy, którzy nie mogą liczyć na pomoc, której udziela się obywatelom Ukrainy. Po przejściu granicy wszyscy są zagubieni, ale nie-Ukraińcy bardziej – to szczególnie wrażliwa grupa, bo Polacy nie kwapią się, żeby brać ich do samochodów, wozić po miastach. A oni sami nie wiedzą, gdzie mają jechać. Są ostatni w kolejce do jakiejkolwiek pomocy.
– Na pewno jakąś rolę grają uprzedzenia, ludzie jadący pomagać spodziewają się zastać na granicy matkę z dzieckiem, a nie studenta, i to czarnoskórego – zauważa Czwarnóg. – Jeżeli chodzi o pograniczników z Ukrainy – nie znam oficjalnego powodu, dlaczego dyskryminują ludzi z Afryki i Azji. Mogę się tylko domyślać logiki, która nimi kieruje: że ratując przed wojną, dbają przede wszystkim o swoich obywateli. Co nie zmienia faktu, że takie sytuacje nie powinny mieć miejsca.
Tym, którym uda się dostać na polską stronę, Ocalenie organizuje transport do Warszawy i noclegi, żeby mogli dojść do siebie: umyć się, zjeść i wyspać. W razie potrzeby organizują też pomoc medyczną. Ale dla tych, którzy utknęli w Ukrainie, pomocowcy niewiele mogą zrobić. Prawniczka Anna Kosowska mówi, że jest w kontakcie z polskimi strażnikami. Prosi, by jakoś wpłynęli na kolegów z Ukrainy. Tylko że oni – mimo chęci – też nie mają dużego wpływu.
Pogranicznicy kupują bilety
Do przykrych incydentów dochodzi też w miastach. Cofanie na koniec kolejki lub w ogóle odmawianie pomocy nie-Ukraińcom w punktach informacyjnych zdarza się sporadycznie, ale się zdarza. – Rozmawiałam na ten temat z przedstawicielem miasta. Zostałam zapewniona, że pomoc zostanie zaadresowana do wszystkich potrzebujących, nie tylko tych z ukraińskim obywatelstwem. Jestem zła, że takie sytuacje się zdarzają, ale rozumiem, że władzom stolicy też niełatwo to zorganizować – mówi Kalina Czwarnóg z Ocalenia.
Na koniec chciałaby jeszcze opowiedzieć o sytuacji z podkarpacką strażą graniczną, która ją zaskoczyła (w ostatnich miesiącach pomocowcy nie mieli wielu powodów, by chwalić pograniczników): – Odebraliśmy dziś telefon od strażników jednego z podkarpackich miast poruszonych sytuacją afgańskiej rodziny, która także uciekła z Ukrainy. Widok tych ludzi, pozostawionych samym sobie, tak ich ujął, że zadzwonili do nas z pytaniem, czy nie znajdziemy im jakiegoś noclegu w Warszawie. Odpowiedzieliśmy, że znajdziemy, jasne. Strażnicy podziękowali i osobiście odwieźli tę rodzinę na pociąg. Nawet bilet kupili im za własne pieniądze.