Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Uchodźcy z Dworca Centralnego. Dezercja wojewody i bohaterstwo wolontariuszy

Tłum na Dworcu Centralnym w Warszawie Tłum na Dworcu Centralnym w Warszawie Joanna Składanek / Forum
„Wojewoda zdezerterował” – tak wolontariusze opisują pierwszy tydzień (braku) organizacji pomocy uchodźcom na Dworcu Centralnym w Warszawie. Czy będzie lepiej?

Mały Sasza siedzi na kolorowym plecaku z Myszką Miki – w jednym ręku trzyma misia, w drugim kanapkę. Obok, na srebrnej walizce, siedzi jego matka Natasza i starsi bracia, którzy też wcinają kanapki. Natasza nie je, z nerwów nic nie może przełknąć. Kanapki dostali od wolontariuszy, którzy od 11 dni pomagają uchodźcom z Ukrainy zgromadzonym na Dworcu Centralnym w Warszawie. – Powiedzieć, że sytuacja jest trudna, to nic nie powiedzieć – mówiła nam w niedzielę jedna z wolontariuszek. – Codziennie przyjeżdża tu kilka pociągów z setkami uchodźców, ponad tysiąc osób dziennie. Matki, babcie i dziadkowie wysiadają z chudym plikiem dolarów w kieszeni, praktycznie niewymienialnymi hrywnami, torbą i gromadką dzieci. Co robić dalej – nie wiedzą.

Wielu z nich chce jechać dalej – na Zachód, głównie do Berlina. Spółka PKP Intercity zaproponowała im darmowe przejazdy pociągami TLK i IC. Z Centralnego odjeżdża jeden taki pociąg dziennie – o 4:13. Jeśli wsiądą do innego, a będzie to międzynarodowy Express InterCity, będą musieli zapłacić. Ale tego nie wiedzą. Panie w okienku nie znają ukraińskiego, więc im nie wytłumaczą. Poza tym w kolejce stoją dziesiątki innych podróżnych, którzy też chcieliby kupić bilet, więc na rozmówki polsko-ukraińskie nie ma czasu. Dlatego informowanie uchodźców o możliwościach podróży wzięli na siebie działający oddolnie aktywiści. Można ich rozpoznać po zielonych kamizelkach.

Teoretycznie organizacją pomocy uchodźcom na Centralnym miał zająć się wojewoda mazowiecki Konstanty Radziwiłł (miasto organizuje pomoc na dworcach wschodnim i zachodnim). W praktyce nie robił nic, przez co w pierwszych dniach cała pomoc leżała na barkach działaczy w zielonych kamizelkach. Niejednokrotnie przepędzanych stamtąd przez dworcową ochronę.

Czytaj też: Jedenasty dzień wojny. Na froncie stagnacja, Putin się miota

Ukraińcy na dworcu. Znikąd pomocy

Nikt nas o to nie prosił, myśmy tu po prostu przyszli w piątek, bo tego wymagała sytuacja – mówi Magda, wolontariuszka działająca na Centralnym. – Nie wiedzieliśmy, o której odjeżdżają pociągi do Berlina, które są darmowe, a za które trzeba płacić, dokąd kierować zmęczone podróżą kobiety i skąd wziąć prąd, żeby podgrzać dla nich wodę na herbatę. Nie wiedzieliśmy też, kto tym wszystkim zarządza, a przede wszystkim – dlaczego nie zarządza – tłumaczy.

Z początku wolontariusze kierowali pytania do zarządcy dworca, czyli PKP SA. Tam dowiedzieli się, że działanie dworca, owszem, jest sprawą spółki, ale za pomoc ludziom przybywającym z Ukrainy odpowiada wojewoda. Wydzwaniali więc do jego urzędu. – W skrócie: usłyszeliśmy, że mamy się nie interesować, bo wojewoda nad wszystkim panuje – relacjonuje Magda. – Nad czym niby panuje – zachodziliśmy w głowę. Przecież tu nic się nie dzieje. Nie ma nikogo do pomocy, żadnego jedzenia, miejsc do spania, punktu ambulatoryjnego, nikogo, kto pokierowałby tych ludzi do noclegowni albo w ogóle powiedział, co mają robić.

Mimo jasno sformułowanego sprzeciwu wolontariusze sami zaczęli ściągać do hali dworca jedzenie i ubrania dla potrzebujących. Rozstawili się obok zamkniętych kawiarenek, do których też chcieli podłączyć elektryczne czajniki („usłyszeliśmy, że nie wolno, więc wodę gotowaliśmy na kuchence gazowej przed dworcem, ostatecznie prąd pociągnęliśmy przedłużaczami z pobliskiego sklepu”). Przynieśli koce i karimaty, żeby ludzie mieli na czym się położyć. I spać, bo hala główna dworca od ponad tygodnia pełni też funkcję noclegowni. Z początku ludzie spali na ziemi, głównie na piętrze, ale gdy na dworcu pojawiły się media, w tym kamery zagranicznych stacji telewizyjnych, a wojewoda został skrytykowany za bezczynność w mediach społecznościowych, udało się zorganizować zamkniętą przestrzeń z kilkoma ławkami. „Tylko dla matek z dziećmi” – głosi napis w dwóch językach zawieszony na szklanych drzwiach. Nieliczni mężczyźni, głównie ci o ciemniejszej karnacji, którzy też uciekli z Ukrainy przed wojną, ciągną po ziemi wytarte karimaty, które ustawiają tak, żeby nie przeszkadzać polskim podróżnym spieszącym się na pociąg.

Czytaj też: Ramiona nie zawsze szeroko otwarte. Europa wita uchodźców z Ukrainy

Pasztet ministra i autobusy do Berlina

Wreszcie ósmego dnia wojny, gdy sytuacja na dworcu wyglądała już bardzo dramatycznie, wojewoda otworzył punkt informacyjny dla uchodźców. Niepozorny, łatwo można by go przeoczyć, gdyby nie długa kolejka, która ustawia się przed nim o każdej porze. Otwarcie punktu wolontariusze pełniący od niemal tygodnia dwunastogodzinne dyżury pomocowe (w dwóch zmianach) przyjęli z ulgą. Szybko jednak minęła, gdy się okazało, że w punkcie wojewody działała jedna, czasem dwie osoby (dziś jest ich nieco więcej). W dodatku odmawiających pomocy ze strony oddolnych wolontariuszy. – W praktyce nic się więc nie zmieniło – mówi Alina, która pomaga tu od początku wojny. – Dalej robiliśmy to samo: przynosiliśmy zakupy, rozdawaliśmy jedzenie, chemię i pampersy dla dzieci, radziliśmy w sprawie pociągów, organizowaliśmy noclegi i transport do nich. W międzyczasie oglądając w telefonach, jak minister Dworczyk na dworcu w Przemyślu idzie w kierunku uchodźców z reklamówkami pełnymi pasztetu i mówi, jak doskonale rząd pomaga. Proszę mi wierzyć, licząc prywatne złotówki w nadziei, że starczą na kolejne zakupy, rodziły się w nas liczne pomysły, gdzie wsadzimy ministrowi ten pasztet, jeżeli jeszcze raz będzie się chwalił przed kamerami.

Ewa Filipowicz, rzeczniczka urzędu wojewódzkiego, mówiła nam w piątek, że pomoc na Centralnym działa sprawnie. Że są udzielane informacje, jest żywność i busy, które dowożą potrzebujące do hali Torwar, a nawet bezpośrednie busy do Berlina. W sprawie toalet, pryszniców (te są w większości płatne, kolejno 2 i 15 zł za skorzystanie) i punktu ambulatoryjnego musi jeszcze zasięgnąć języka, ale to pewnie też da się zorganizować.

Oddolni działacze kontrują jednak, że busy może i są, ale nie ma powszechnej informacji (np. w formie rozkładu), skąd i o której odjeżdżają. O tym, że jest to potrzebne, świadczy rozmowa przeprowadzona przed punktem wojewody w niedzielę o godz. 21. Do wolontariuszki (oddolnej, dobrowolnie pomagającej) podchodzą dwie Ukrainki, pytają o autobus do Berlina.

Jutro – odpowiada krótko dziewczyna. Można się zapisać.

Jedna z kobiet przyciskająca do piersi wystraszonego psa mówi, że chcą się zapisać.

Ale to też jutro.

Kobieta pyta, o której godzinie.

Trudno powiedzieć. O dziewiątej, może o dziesiątej.

Nieco zdezorientowane, ale podniesione na duchu kobiety kiwają głowami z aprobatą. Zapytane przez reportera „Polityki”, gdzie zamierzają spędzić noc, odpowiadają, że nie wiedzą. Więc pewnie będą spały tutaj, na dworcu.

Czytaj też: Oblężenie punktów paszportowych. „To na wszelki wypadek”

Nie ma czasu na czekanie

Sprawą (braku) organizacji pomocy na Centralnym zainteresowały się też władze Warszawy, mimo że nie jest to ich teren. Rozmowy z wolontariuszami podjęła osobiście wiceprezydent Aldona Machnowska-Góra, odpowiedzialna w ratuszu za sprawy związane z uchodźcami (wolontariusze twierdzą, że jest „po ich stronie”, pozytywnie oceniając zaangażowanie). Temat podjął też w mediach społecznościowych prezydent Rafał Trzaskowski. „Na Dworcu Centralnym od kilku dni trwa kryzys związany z brakiem sprawnie działającego punktu informacji i pomocy dla uchodźców. Interweniowałem w tej sprawie u Wojewody, prosiłem o interwencję ministra. Dziś byliśmy przygotowani, żeby natychmiast stworzyć tam punkt miejski i we współpracy z mieszkańcami nieść pomoc. W gotowości byli pracownicy, wolontariusze, mieliśmy zabezpieczone wsparcie medyczne” – napisał w niedzielę na Facebooku (cały post poniżej).

Przygnieciony krytyką wojewoda Radziwiłł zdecydował się wreszcie wejść w dialog z miastem i zniechęcanymi wcześniej wolontariuszami. Spotkanie jego przedstawicieli z nimi odbyło się w nocy z niedzieli na poniedziałek. Obiecano namiot gastronomiczny przed dworcem oraz przypisanie wysp w hali do konkretnych działań. Koordynowaniem pomocy mają się zająć zaprawieni w boju wolontariusze, którzy mają też dostać przestrzeń do magazynowania towarów.

To już wiele – mówi wolontariuszka Magda. Dodaje jednak, że dobrze by było, gdyby wojewoda zorganizował więcej rąk do pomocy. Z kolei Alina tłumaczy, że potrzebne są przestrzenie, do których można by kierować zmęczone kobiety z dziećmi (proponuje sale konferencyjne w pobliskim Pałacu Kultury i Nauki). – Ich stan z dnia na dzień jest coraz gorszy i nie mówię tylko o tych koczujących na dworcu, ale też o tych, które przyjeżdżają do Warszawy w kolejnych dniach wojny. Potrzebna jest pomoc ambulatoryjna i psychologiczna, koniecznie mówiąca po ukraińsku – dodaje.

Ale przede wszystkim – kontynuuje – działania powinny być skupione na tym, jak wydostać tych ludzi z warszawskich dworców, które, że tak powiem, zakorkowały się. Część tych, którzy chcą jechać na Zachód, mogłaby zostać przewieziona do innych miast zachodniej Polski, skąd jest więcej połączeń. Koalicja organizacji transportowych stara się to robić własnym sumptem, ale też ma ograniczone środki. Choć najlepiej by było oczywiście, by ludzie ci jak najszybciej trafili do miejsc docelowych, czyli głównie do Berlina. Oni naprawdę nie mają już siły na więcej stresu. Niektórzy mdleją na dworcowej hali. Cieszymy się, że wojewoda postanowił działać, ale podkreślamy, że działać trzeba szybko. To już nie jest sytuacja, w której możemy sobie pozwolić na dalsze czekanie – kończy wolontariuszka.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną