Wyjechali na przejście graniczne w Korczowej w zeszły czwartek. Załoga Zoo Poznań pod komendą dyrektorki Ewy Zgrabczyńskiej – tej samej, która dwa lata temu ratowała na granicy białoruskiej „tygrysy nieumarłe” jadące w koszmarnych warunkach z Włoch do Dagestanu – dziś pomaga przeżyć dzikim zwierzętom z Ukrainy.
Czytaj też: Zwierzę też człowiek
Na pomoc czekają nie tylko ludzie
W Poznaniu są już zwierzaki z pierwszego wojennego konwoju. Przyjechały lwy, tygrysy, karakale i likaon. Wśród nich 17-letnia Kaja, schorowana, niewidoma tygrysica, i jej mały kuzyn Misza. Ma dopiero kilkanaście tygodni. Wszystkie są pod opieką weterynaryjną. Stan zdrowia zdecyduje o ich dalszym losie: czy wyjadą do zagranicznych azylów, czy emeryturę spędzą w Polsce.
Nowe zoo w Poznaniu mieści się przy ul. Kaprala Wojtka. W czasie wojny nabrało to rangi symbolu. Wojtek służył przecież w 2. Korpusie Polskim gen. Władysława Andersa i pomagał żołnierzom walczącym pod Monte Cassino. Teraz sztab ratujący zwierzęta z napadniętej Ukrainy mieści się przy ulicy jego imienia. – Zebraliśmy się na naradę już kilka godzin po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji, rano 24 lutego – mówi Małgorzata Chodyła. – Bo przecież na pomoc czekają nie tylko ludzie, ale także zwierzęta.
I jest ich tam, tych nie tylko domowych, bardzo dużo.