Oskarżona nazywa się Justyna W. Świadek ma na imię Anna. Dwie kobiety w różnym wieku, ale dotknięte podobnym doświadczeniem. Justyna przed laty wyrwała się z przemocowego małżeństwa. Została z trójką dzieci, wspierających ją dziś w jej decyzjach. Ale wcześniej doświadczyła na sobie, że każda ciąża to mniejsza szansa na wyrwanie się z koła przemocy. Czy żałuje, że ma dzieci? Na pewno nie. Czy może, jak mało kto, zrozumieć dramat kobiety wikłanej w ciążę jak w sieć? Z pewnością tak.
Czytaj też: Grozi jej więzienie za pomoc w aborcji. „Nie mam się czego wstydzić”
Ta, która podzieliła się tabletką
Anna miała dopiero jedno dziecko i świadomość, że druga ciąża może być wyrokiem dożywocia. Przemocowy mąż, kontrolujący każdy aspekt życia, monitorujący korespondencję, stale przeglądający telefon, decydował sam, jaki lekarz i czy w ogóle. Na co można wydać pieniądze, jakie są plany Anny na jutro i na resztę życia. Mąż przemocą odbierający wolność osobistą korzystał ze swojej siły, by uniemożliwić jej wyjazd za granicę, gdzie mogłaby legalnie poddać się aborcji.
Te dwie kobiety nie spotkałyby się, gdyby nie fundamentalistyczny, patriarchalny skrypt, jaki zrealizował się w ich życiu. Pan i Bóg Justyny sprawił, że uwolniona z małżeństwa zaczęła działać na rzecz praw kobiet. Pan i Bóg Anny – postanowił ukarać. Gdy już uniemożliwił wyjazd, na moment dał poczucie, że udało jej się uciec spod pańskiego oka i skontaktować z Justyną. A właśnie zastawiał pułapkę. Pchnął obie kobiety wprost w ręce policjantów, powiadomionych już i umówionych w danym miejscu o danej godzinie.
Dlaczego policja nie zainteresowała się przemocowcem, łamaną tajemnicą korespondencji, pozbawianiem wolności kobiety, uniemożliwieniem jej wyjazdu za granicę – a zainteresowała się Justyną? Bezlik przestępstw – a tylko ta jedna sprawa okazała się ważna. I tak dziś w Warszawie odbył się proces przeciwko tej, która podzieliła się tabletką.
List od czytelniczki. „Lekarz mówił: płód na pewno obumrze”
Proces ważny dla nas wszystkich
Sprawę prowadzi sędzia wybrana już za PiS, z naruszeniem konstytucji. Co może nic nie oznaczać; sędziowie bywają czasem zaskakująco niezależni. A jednak sędzia zaraz zaczęła od dopuszczenia do procesu fundamentalistycznej organizacji katolickiej Ordo Iuris. W uzasadnieniu wniosku przeczytać możemy, że „czynnik społeczny” uznaje proces za szczególnie ważny, bo chciałby karania kobiet za aborcję tak, jak to się dzieje w krajach Ameryki Łacińskiej.
Tak, jest to szczególnie ważny proces dla nas wszystkich. Uświadamia nam naszą własną ślepotę i bezduszność. To, że nawet inteligentnym i wykształconym może nie udać się wyjazd za granicę, jeśli Pan odpowiednio mocno je przytrzyma. Ale może być też tak, że na naszych oczach rodzi się właśnie kolejny symbol o sile czerwonej błyskawicy albo wielkich, martwych już oczu Izabeli z Pszczyny: Justyna, matka trójki, mieszkanka małego miasta w Polsce, która się nie bała. Gdy rankiem w dzień procesu na Facebooku wysypały się zdjęcia z protestów wspierających Justynę w różnych miastach, jedne kobiety pytały inne: ale czy ta Justyna to prawdziwa osoba? I ze zdumieniem odkrywały, że tak.
Czytaj też: Izabela, Agnieszka, Dominika. Kobiety wciąż idą same