Według ostatnich danych do Polski od wybuchu wojny 24 lutego wjechało ponad 3 mln Ukraińców, głównie kobiety z dziećmi. Większość z nich, jeśli pracuje, to na czarno. Oferują sprzątanie, mycie okien, opiekę nad osobami starszymi, własnoręcznie przygotowane ciasta, torty, pielmieni, pierogi czy naleśniki.
Alona, która od dziewięciu lat zajmuje się stylizacją paznokci, a wojna rzuciła ją do Wrocławia, może zrobić manicure, żel, hybrydę, wyregulować brwi, nałożyć hennę lub farbę. Pod jej postem komentarz: „Polecam Alonę z całego serca! Jej dbałość o jakość wykonanej pracy to jest coś niesamowitego!”. Lilya z Kijowa (we Wrocławiu do końca maja) może robić sesje zdjęciowe – indywidualne, love story i rodzinne – za 100 zł za godzinę. Klienci chwalą jej prace, ale piszą też, by nie sprzedawała ich tak tanio. 100 zł za godzinę psuje rynek, więc dla dobra wszystkich, również polskich fotografików, niech podniesie cenę. Pracy szukają Ukrainki, ale i Polacy – dla kobiet, które przyjęli pod swój dach.
Największa bariera dla Ukraińców? Język
Według danych przedstawionych przez Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej do tej pory zatrudnienie znalazło 102 tys. obywateli Ukrainy, którzy przekroczyli granicę po 24 lutego. Zmiana przepisów pozwala na to bez uzyskania specjalnego zezwolenia. Aktualnie najwięcej osób znalazło pracę w województwie mazowieckim – 18,1 tys., dolnośląskim – 12,3 tys., wielkopolskim – 11,6 tys. i śląskim – 10 tys. W Świętokrzyskiem pracę podjęły 972 osoby, na Podlasiu – 1,5 tys., na Podkarpaciu – 1,6 tys.
Z analiz resortu wynika, że najczęściej są to proste prace, poniżej kwalifikacji, choć nikt nie ukrywa, że rynek jest w stanie wchłonąć m.in. pielęgniarki, lekarzy, laborantki, fizjoterapeutki czy nauczycielki. Barierą jest jednak język. We Wrocławiu, gdzie według ostatnich szacunków przebywa nawet 182 tys. uchodźców, ogłoszenia o pracy dla lekarzy, pielęgniarek i położnych z Ukrainy zamieściło kilka szpitali. Wojewódzki Zespół Specjalistycznej Opieki Zdrowotnej zatrudnił już jedną pielęgniarkę. Szpital im. T. Marciniaka przy ul. Fieldorfa – lekarza i trzy salowe. W kolejnym szpitalu ma pracować 20 ukraińskich pielęgniarek i pięciu lekarzy.
Z zestawienia liczby Ukraińców, którzy uzyskali numer PESEL – blisko milion – z liczbą zatrudnionych legalnie wynika, że pracuje ok. 20 proc. osób w wieku produkcyjnym, które od wybuchu wojny wjechały do Polski. We Wrocławiu 4 czerwca odbędą się pierwsze targi pracy organizowane przez Fundację Ukraina połączone ze szkoleniami z rozwoju zawodowego. Zgłosiły się już firmy IT, agencje, branża przemysłowa, leasingowa, sprzedażowa.
– Zaplanowane są szkolenia z autoprezentacji, pisania CV, porady prawne, ale też chcemy ułatwić uchodźcom poruszanie się po polskim rynku pracy, którego nie znają – słyszymy od koordynatorki targów, która podkreśla, że zarówno pomysł ich organizacji, jak i szkoleń to odpowiedź na potrzeby, z jakimi do fundacji przychodzą uchodźcy. Już wiadomo, że wielu z nich pada ofiarą nieuczciwych praktyk, głównie w gastronomii, gdzie praca na zmywaku jest oferowana od ręki – po kilku dniach „próbnych” okazuje się, że wszystko było „na gębę”, nikt nikomu pensji i umowy nie obiecywał.
Relokacja uchodźców: szansa na pracę?
Również w stolicy Dolnego Śląska zorganizowano Samorządowy Okrągły Stół dotyczący problemów związanych z napływem ponad 3 mln ludzi do Polski w ciągu dwóch miesięcy. Samorządowcy, eksperci, działacze NGO-sów, związków, partnerzy z Ukrainy, przedstawiciele biznesu, nauki i rządu, w sumie blisko 120 osób najpierw w tematycznych grupach omawiało konieczne zmiany systemowe i prawne, a później zastanawiało się nad rekomendacjami. Posłanką Polski 2050 Hanna Gill-Piątek, która pracowała w panelu zajmującym się sytuacją mieszkaniową, mówi wprost, że nie da się odłączyć mieszkań od pracy.
– Żeby pracować, trzeba mieć gdzie mieszkać, a żeby gdzieś mieszkać, trzeba mieć pracę, to jest oczywista oczywistość, ale ten kryzys, obnażający wszystkie problemy, z jakimi borykało się polskie społeczeństwo, tylko znacznie bardziej zwielokrotnione, jest dla nas autentyczną szansą ich rozwiązania, i to z pożytkiem dla Polaków, nie tylko uchodźców – mówi Gill-Piątek. Między innymi przy jej podstoliku rozmawiano o pomyśle zmian w umowach najmu, wykorzystaniu ponad 11 tys. pustostanów (prywatnych), ale też o sposobach przekonania uchodźców do relokacji z dużych ośrodków do małych miast i na wieś, jeśli jest tam dla nich szansa na zatrudnienie.