Dzieci i młodzież zabiegają o możliwość uczestniczenia w działalności instytucji publicznych, które kierują ich życiem. Chcą współdecydować z dyrekcją i nauczycielami, jak będzie funkcjonowała ich szkoła. Pragną wpływać na pracę radnych, aby miasto było otwarte na potrzeby młodych. Chcą nawet zasiąść w ławach sejmowych i przemówić do posłów. Piękne, że aż łza kręci się w oku.
Demokracja to wszystko im umożliwia. Demokracja bowiem nie wyklucza dzieci. Nie dyskryminuje nikogo ze względu na wiek. W szkołach działają samorządy uczniowskie, na szczeblu regionalnym tworzone są młodzieżowe rady miejskie, wreszcie raz w roku do Sejmu wchodzą niepełnoletni Polacy i mówią do posłów. W szkole, w Radzie Miasta i wreszcie w Sejmie przekonują się, że demokracja jest nierozerwalnie związana z aktywizmem. Z niezgodą na świat taki, jaki jest. Działaj, a możesz wpłynąć na decyzje tych, którzy rządzą. Możesz powiedzieć im o sobie i swoich potrzebach, a oni tego nie zlekceważą. Dzieci się nie dyskryminuje.
Czytaj też: Historyk będzie pomagierem władzy. Po to jest nowy przedmiot
Dzieci mówią, dorośli czują się atakowani
Problem w tym, że kiedy dzieci mówią, rządzący odbierają to jako bezczelny atak. Przyjmują te słowa jako nieuzasadnioną krytykę, obrażają się i żałują, że dano dzieciom głos. Byłoby już lepiej, aby milczały – jak ryby. Instytucje publiczne wymyślają więc najróżniejsze sposoby, aby zamknąć dzieciom usta. Szkoła, Rada Miejska, a wreszcie Sejm stają na głowie, aby zamienić prawdziwą aktywność dzieci w pozorowaną. Niech niepełnoletnim tylko się wydaje, że uczestniczą w działalności publicznej, niech poruszają takie tematy, które uniemożliwiają wszelką krytykę. Niech mówią o sprawach, które nie są groźne. Niech sobie widzą, że król jest nagi, najważniejsze, aby nie miały szansy tego głośno powiedzieć. Zatem rządzący dyskryminują dzieci, ale tak umiejętnie, aby się nie zorientowały.
My wszyscy, którzy boimy się głosu dzieci, co roku 1 czerwca z wielką uwagą patrzymy na Sejm. Co też wymyśli rząd, aby młodzi usiedli na miejscu posłów, wzięli udział w debacie, aby otrzymali wszystkie środki i uprawnienia do mówienia w imieniu całej swojej grupy wiekowej, ale żeby nie powiedzieli nic, co mogłoby zburzyć spokój tych, którzy naprawdę rządzą. W tym roku PiS pokazał, że opanował sztukę mamienia dzieci demokracją (a w rzeczywistości trzymania ich krótko za twarz) do perfekcji. Jestem pod wrażeniem. Każdy dyrektor szkoły, który nie cierpi słuchać dzieci, może brać przykład z PiS. Będzie wam się, drodzy uczniowie, tylko wydawało, że cokolwiek znaczycie. Będziecie mówili, ale tak, aby nic nie powiedzieć. Zamordystyczny majstersztyk.
PiS zatyka usta patriotyzmem
Temat tegorocznych obrad Sejmu Dzieci i Młodzieży („Jakie ideały żołnierzy Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych przetrwały i odniosły zwycięstwo? Które z tych wartości są dla Ciebie ważne? Przedstaw na przykładzie wybranego bohatera lub bohaterki”) był tak nierzeczywisty, tak kontestujący dobro dziecka, sprawiedliwość, zaangażowanie, jego codzienną aktywność, najważniejsze potrzeby, że bardziej zniechęcającego tematu debaty wymyślić się już nie da. PiS osiągnął mistrzostwo w zniechęcaniu dzieci do wspierania demokracji swoim głosem. Równie dobrze mógłby dać temat o bohaterach „Gwiezdnych wojen”, a nie byłoby różnicy. Takie tematy nie mają bowiem nic wspólnego z potrzebami dzieci, może nawet „Star Wars” ma więcej sensu – w kwestii zaspokajania potrzeb dziecięcych, a nie w ogóle – niż żołnierze wyklęci.
Każda rada pedagogiczna, której nie w smak jest wtrącanie się uczniów w funkcjonowanie szkoły, może brać przykład. Zamiast zamykać społecznie aktywnym dzieciom usta, co byłoby niedemokratyczne, trzeba dać im takie zadanie do wykonania, aby nie było różnicy między pracą domową z jakiegoś przedmiotu (PiS preferuje historię, ale równie dobrze może to być geografia albo język polski) a aktywizmem w sferze publicznej. Sejm Dzieci i Młodzieży zamiast włączyć się w walkę z dyskryminacją i wykluczeniem dziecka i nastolatka, a sprzeciw wobec wszelkiej niesprawiedliwości jest przecież fundamentem demokracji, wziął udział w sprawdzianie z historii. Młodzieżowa debata w Sejmie o żołnierzach wyklętych to był egzamin z przedmiotu, taka większa klasówka dla wybranych, a nie działalność na rzecz wspólnoty.
Obrady Sejmu Dzieci i Młodzieży na temat ideałów AK i Narodowych Sił Zbrojnych, jakkolwiek bardzo ważne, w tej sytuacji nie miały nic wspólnego z wspieraniem aktywności osób niepełnoletnich w sferze publicznej. Zasiadły one w Sejmie, ale mówiły tylko to, co kazała władza. Historyczny punkt widzenia w Dniu Dziecka, gdy teraźniejszość krzyczy „ratunku”, był kompletnie złym pomysłem. PiS totalnie zlekceważył zaniepokojenie, jakie panuje wśród młodych ludzi. Zatkał im usta patriotyzmem.
Czytaj też: Historia coraz bardziej wstecz. Jak PiS wychowuje sobie wyborców
Dzieci doświadczyły terroru władzy
Równie dobrze mógł obciąć młodym posłom języki i uruchomić w Sejmie partyjną szczekaczkę. Szkolny historyk tak to skomentował: „Feliks Dzierżyński cieszy się w grobie. Komunizmu wprawdzie nie ma, ale techniki wmawiania ludziom, że zakładanie kagańca na pysk i trzymanie na krótkiej smyczy to demokracja, pozostały”. Dzieci pewnie nawet nie wiedzą, że zostały zniewolone: zabroniono im mówić o tym, co je naprawdę interesuje. Uczestniczyły w czymś, co jest „rządomyślnością”, myśleniem zgodnym z linią partii i mówieniem tego, co władza każe. Doświadczyły terroru władzy.
Należy się spodziewać, że podobnie będą traktować dzieci i młodzież pozostałe instytucje publiczne. Przykład przyszedł z góry. To, co się zdarzyło 1 czerwca 2022 r. w Sejmie, nie pozostanie bez wpływu na pojmowanie roli dzieci w demokracji. Samorządy uczniowskie będą pozbawiane prawa wprowadzania do debaty publicznej własnych opinii i sądów, będą mogły poruszać tematy wyznaczone przez kuratorium oświaty. Żołnierzami wyklętymi i podobnymi problemami szkoły będą zamykać uczniom usta. Każda aktywność dziecka, która mogłaby zagrozić bezpieczeństwu rządzących, będzie przekształcana w zadanie miłe władzy. Nastolatki chciałyby debatować o homofobii w szkole, rozmawiać z nauczycielami, aby zmienić szkołę na lepsze. Kuratorium zgodzi się na debatę, lecz nie o homofobii, broń Boże, tylko o żołnierzach wyklętych. Niebawem na każdą propozycję uczniów władza będzie miała jedną odpowiedź: „pomidor, czyli żołnierze wyklęci”. Odechce się uczniom jakiegokolwiek udziału w działalności publicznej, historia wyprze aktywizm.
Kto ma serce, niech dzieci posłucha
Jest tyle tematów, o których mógłby się wypowiedzieć Sejm Dzieci i Młodzieży, że żal człowieka ściska, iż rząd nie pozwolił. Kto przebywa z dziećmi, ten dobrze wie, o czym mówią: o niesprawiedliwym traktowaniu, o nieliczeniu się z ich zdaniem, o ignorowaniu przez dorosłych, o tym, że dziewczyny nadal mają w życiu gorzej, a chłopcy lepiej, o tym, że nie pojadą w tym roku na wakacje, bo rodzice mówią, że jest za drogo. Że w czasie pandemii rodzice obiecali im wyjazd nad morze, a pojadą tylko na działkę. Że nauczyciele nie chcą z nimi jeździć na wycieczki szkolne, a to jedyne wycieczki, jakie mają szansę w tym roku dojść do skutku. Tata mówi, że gaz zdrożał o 290 proc., a rząd – że o 30. Kto ma rację?
Mówią o wojnie w Ukrainie i pytają, czy w Polsce też będzie wojna. Czy to prawda, że inflacja jest przez emerytów (bo rząd im daje 13. i 14. emeryturę) oraz przez dzieci (bo rząd daje 500 plus)? Dlaczego mamy tak dużo lekcji, nieraz więcej niż 40 godzin w tygodniu? Czy to jest zgodne z prawem, aby dziecko pracowało więcej i dłużej niż dorosły? Dlaczego rodzice wciąż pracują z domu, a my musieliśmy wrócić do szkoły? Czy to prawda, że za rok matury nie zda co druga osoba? Dlaczego żaden nauczyciel nie chce być wychowawcą? Dlaczego tyle osób w klasie jest nieszczęśliwych? Dlaczego mamy tyle samobójstw wśród nastolatków? Dlaczego… Kto ma serce, niech pozwala dzieciom mówić i słucha.
Żołnierze wyklęci – tak, ale z rozsądkiem i umiarem. 1 czerwca w Sejmie zabrakło i jednego, i drugiego.
Czytaj też: Przysposobienie obronne? Nieostrożny pomysł Czarnka