Liczba zakażeń rośnie w szybkim tempie. Od 30 czerwca do 6 lipca wykryto w Polsce 4163 zakażenia (w tym 556 reinfekcji), zmarło 16 osób. We wtorek Ministerstwo Zdrowia poinformowało o 1075 nowych przypadkach, niemal dwa razy tyle co tydzień temu. I to przy zaledwie 6 tys. testów, co oznacza, że pozytywnych było 17,8 proc. próbek. Strach pomyśleć, ile mielibyśmy zakażeń, gdybyśmy testowali tak jak kiedyś i przebadanych dziennie byłoby np. 50 tys. Polaków.
Covid wraca. I nic dziwnego
– Tych zakażeń jest w rzeczywistości dużo więcej, ale jakby miało być inaczej, skoro nie przestrzegamy żadnych norm sanitarnych, dystansu, mycia rąk, maseczek, zaszczepione jest zaledwie 60 proc. populacji, a omikron szaleje? – mówi prof. Krzysztof Simon. Na oddział zakaźny we wrocławskim szpitalu trafia tygodniowo kilka osób z ciężkim przebiegiem covidu, ale jak wyjaśnia profesor, najczęściej są to ludzie w podeszłym wieku lub z wielochorobowością.
– Ten wariant koronawirusa jest co prawda bardziej zakaźny i potrafi przełamać barierę odporności nabytej dzięki przechorowaniu lub szczepieniu, ale jest mniej patogenny i na ogół atakuje tylko górne drogi oddechowe, oszczędzając płuca – mówi prof. Simon. Ale nawet taka infekcja może pokrzyżować wakacyjne plany.
Tak było z panią Beatą, która zamiast jechać nad morze – trzy dni przeleżała w domu. Mimo braku gorączki czuła się fatalnie, więc poszła do lekarza. Przyjęli ją poza kolejką (miejsca na zapisy były na przyszły tydzień), bo zasłabła w poczekalni.