Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Work-life balance. PiS nie zdążył z wdrożeniem ważnej dyrektywy

Co tracimy, lekceważąc tzw. work-life balance? Co tracimy, lekceważąc tzw. work-life balance? Kelli McClintock / Unsplash
Stawka jest wysoka: kwestia uelastycznienia trybu pracy celem „ułatwienia godzenia obowiązków rodzinnych i zawodowych” to nie tylko zapis dyrektywy, ale i jeden z kamieni milowych Krajowego Planu Odbudowy.

Na wdrożenie dyrektywy z czerwca 2019 r. w sprawie równowagi między życiem zawodowym a prywatnym rodziców i opiekunów unijne rządy dostały trzy lata. Żeby dotrzymać terminu 2 sierpnia 2022, projekt powinien wejść pod obrady w Polsce kilka miesięcy temu, najpóźniej na początku lipca. W ostatni piątek stało się jasne, że nowelizacja kodeksu pracy nie będzie procedowana przed wakacyjną przerwą, którą parlamentarzyści rozpoczynają w tym roku po 5 sierpnia, a realistyczny termin wejścia w życie nowych przepisów to obecnie raczej 1 stycznia 2023 r. Według ustaleń portalu Money.pl powodem zwłoki było nagłe wzmożenie w resortach siłowych (MSW i MON).

Work-life balance. Coś poszło nie tak

Najważniejszym punktem polskiego wdrożenia ma być uatrakcyjnienie urlopu rodzicielskiego dla obojga rodziców – każde z rodziców ma mieć dla siebie nieprzekazywalną część powiększoną z dotychczasowych dwóch tygodni do dwóch miesięcy (dziewięć tygodni – o tyle właśnie wydłużono cały okres możliwego do wzięcia urlopu rodzicielskiego). Dyrektywa wskazuje też na konieczność wprowadzenia opcji pracy zdalnej lub hybrydowej i uwzględnia inne formuły opieki, wprowadza np. urlop w razie konieczności zaopiekowania się seniorami (w założeniach resortu będzie to pięć dni w roku).

Kwestia pracy zdalnej, w tym także dla mundurowych, pojawiła się w reformie kodeksu pracy, którą Sejm przyjął w pierwszym czytaniu 7 lipca (projekt czeka na głosowanie w Senacie). Jednak jej powiązanie z opieką nad dziećmi czy innymi aspektami poruszanymi przez dyrektywę widać wyłącznie w uzasadnieniu. Bez reformy wprowadzającej zmiany w sprawie opieki funkcjonuje jako zawieszone w próżni życzenie ustawodawcy.

Deklaracja ustawodawcy brzmi bowiem tak: „Wniosek pracownika dotyczący wykonywania pracy zdalnej nie będzie co do zasady dla pracodawcy wiążący, z wyjątkiem wniosków pracownic w ciąży, pracowników wychowujących dziecko do ukończenia przez nie 4. roku życia oraz pracowników wymienionych w art. 1421 § 1 pkt 2 i 3 K.p. [chodzi m.in. o dzieci z niepełnosprawnościami, orzeczeniami o potrzebie specjalnego kształcenia, o ciążę powikłaną]”. Tylko że w obecnym stanie prawnym jest gwarantowana tylko w tym ostatnim wymiarze, w kodeksie pracy istnieje bowiem zapis zobowiązujący pracodawcę do przyjęcia wniosku o telepracę tylko w przypadku powikłań ciąży, kryteriów zdrowotnych wskazanych w ustawie „Za życiem” oraz orzeczenia o niepełnosprawności dziecka. Coś ewidentnie poszło nie tak.

Kryzys opieki i wypalenie

Tymczasem stawka jest wysoka: kwestia uelastycznienia trybu pracy celem „ułatwienia godzenia obowiązków rodzinnych i zawodowych” to nie tylko zapis dyrektywy, ale i jeden z kamieni milowych (punkt A4.4) Krajowego Planu Odbudowy ze wskazanym terminem realizacji do 30 września 2022 r. Od tego uzależnione jest odblokowanie środków umożliwiających przedsiębiorstwom zmianę trybu pracy, zakup i wdrożenie oprogramowania, przeprowadzenie szkoleń itd.

W szerokiej perspektywie chodzi o jeszcze więcej. Dyrektywa rozpoczęła zmianę paradygmatu myślenia o kształcie społeczeństw europejskich w odpowiedzi na rozpoznanie tzw. kryzysu opieki, z którym dopiero zaczynamy się borykać. Można powiedzieć, że to również odpowiedź na plagę wypalenia zawodowego.

Jednym z imperatywów wskazanych przez twórców dyrektywy jest wyrównywanie szans kobiet na rynku pracy, ale stało się jasne, że nie może się to odbywać w „modelu supermenki” – w dotychczasowej fantazji, że wystarczy usunięcie dyskryminacji po stronie pracodawcy, a każda kobieta z chęcią wyrobi jeden etat w pracy, drugi w domu, a pół trzeciego – opiekując się rodzicami. UE zaczyna rozumieć, że przerzucenie opieki nad seniorami na instytucje, co da się wykonać w niewielkich i bogatych krajach, z punktu widzenia całej Unii jest po prostu niewykonalne i nie zawsze pożądane: „W świetle wyzwań wynikających ze zmian demograficznych oraz związanej z nimi presji na wydatki publiczne w niektórych państwach członkowskich oczekuje się wzrostu zapotrzebowania na opiekę nieformalną”.

Wielka zmiana w myśleniu stojąca za dyrektywą o równowadze między życiem a pracą, po polsku tłumaczoną jako „równowaga między życiem zawodowym a opiekuńczym”, polega bowiem na tym, że powinniśmy dążyć do możliwie równego brania na siebie przez wszystkie płcie zarówno pracy zawodowej, jak i opiekuńczej – bo tylko wówczas w warunkach kryzysu opieki możemy marzyć, że obowiązki związane z jednym i drugim wymiarem pozostawią nam jakiś czas wolny dla siebie.

Przed nami długa droga

Instytucjonalne wzmocnienie i wydłużenie urlopu ojcowskiego ma być pierwszym krokiem w stronę przekonywania mężczyzn, że praca opiekuńcza może być czymś ważnym i przynoszącym spełnienie, a nie „gorszym” typem zajęć relegowanych na „mniej kompetentne i nadające się tylko do tego” kobiety. Niestety przed nami długa droga – do tej pory urlopy rodzicielskie nie były specjalnie popularne wśród uprawnionych panów. Według statystyk bierze je ledwie 1 proc. mężczyzn, choć dane mogą być mylące, ponieważ oblicza się je na podstawie wypłacanych zasiłków rodzicielskich, a nie każdemu przysługują.

Kary za niewdrożenie dyrektywy zasądza Europejski Trybunał Sprawiedliwości na wniosek Komisji Europejskiej. O ile polski rząd nieraz już pokazywał, że karami za niewdrożenie dyrektyw nie przejmuje się za bardzo, o tyle nawet dla twardogłowych eurosceptyków to bezsensowne podkopanie kolejnego (obok m.in. przywrócenia praworządności) kamienia milowego wskazanego w Krajowym Planie Odbudowy. Którego termin realizacji upływa, jak pamiętamy, 30 września.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną