Na wdrożenie dyrektywy z czerwca 2019 r. w sprawie równowagi między życiem zawodowym a prywatnym rodziców i opiekunów unijne rządy dostały trzy lata. Żeby dotrzymać terminu 2 sierpnia 2022, projekt powinien wejść pod obrady w Polsce kilka miesięcy temu, najpóźniej na początku lipca. W ostatni piątek stało się jasne, że nowelizacja kodeksu pracy nie będzie procedowana przed wakacyjną przerwą, którą parlamentarzyści rozpoczynają w tym roku po 5 sierpnia, a realistyczny termin wejścia w życie nowych przepisów to obecnie raczej 1 stycznia 2023 r. Według ustaleń portalu Money.pl powodem zwłoki było nagłe wzmożenie w resortach siłowych (MSW i MON).
Work-life balance. Coś poszło nie tak
Najważniejszym punktem polskiego wdrożenia ma być uatrakcyjnienie urlopu rodzicielskiego dla obojga rodziców – każde z rodziców ma mieć dla siebie nieprzekazywalną część powiększoną z dotychczasowych dwóch tygodni do dwóch miesięcy (dziewięć tygodni – o tyle właśnie wydłużono cały okres możliwego do wzięcia urlopu rodzicielskiego). Dyrektywa wskazuje też na konieczność wprowadzenia opcji pracy zdalnej lub hybrydowej i uwzględnia inne formuły opieki, wprowadza np. urlop w razie konieczności zaopiekowania się seniorami (w założeniach resortu będzie to pięć dni w roku).
Kwestia pracy zdalnej, w tym także dla mundurowych, pojawiła się w reformie kodeksu pracy, którą Sejm przyjął w pierwszym czytaniu 7 lipca (projekt czeka na głosowanie w Senacie). Jednak jej powiązanie z opieką nad dziećmi czy innymi aspektami poruszanymi przez dyrektywę widać wyłącznie w uzasadnieniu. Bez reformy wprowadzającej zmiany w sprawie opieki funkcjonuje jako zawieszone w próżni życzenie ustawodawcy.
Deklaracja ustawodawcy brzmi bowiem tak: „Wniosek pracownika dotyczący wykonywania pracy zdalnej nie będzie co do zasady dla pracodawcy wiążący, z wyjątkiem wniosków pracownic w ciąży, pracowników wychowujących dziecko do ukończenia przez nie 4. roku życia oraz pracowników wymienionych w art. 1421 § 1 pkt 2 i 3 K.p. [chodzi m.in. o dzieci z niepełnosprawnościami, orzeczeniami o potrzebie specjalnego kształcenia, o ciążę powikłaną]”. Tylko że w obecnym stanie prawnym jest gwarantowana tylko w tym ostatnim wymiarze, w kodeksie pracy istnieje bowiem zapis zobowiązujący pracodawcę do przyjęcia wniosku o telepracę tylko w przypadku powikłań ciąży, kryteriów zdrowotnych wskazanych w ustawie „Za życiem” oraz orzeczenia o niepełnosprawności dziecka. Coś ewidentnie poszło nie tak.
Kryzys opieki i wypalenie
Tymczasem stawka jest wysoka: kwestia uelastycznienia trybu pracy celem „ułatwienia godzenia obowiązków rodzinnych i zawodowych” to nie tylko zapis dyrektywy, ale i jeden z kamieni milowych (punkt A4.4) Krajowego Planu Odbudowy ze wskazanym terminem realizacji do 30 września 2022 r. Od tego uzależnione jest odblokowanie środków umożliwiających przedsiębiorstwom zmianę trybu pracy, zakup i wdrożenie oprogramowania, przeprowadzenie szkoleń itd.
W szerokiej perspektywie chodzi o jeszcze więcej. Dyrektywa rozpoczęła zmianę paradygmatu myślenia o kształcie społeczeństw europejskich w odpowiedzi na rozpoznanie tzw. kryzysu opieki, z którym dopiero zaczynamy się borykać. Można powiedzieć, że to również odpowiedź na plagę wypalenia zawodowego.
Jednym z imperatywów wskazanych przez twórców dyrektywy jest wyrównywanie szans kobiet na rynku pracy, ale stało się jasne, że nie może się to odbywać w „modelu supermenki” – w dotychczasowej fantazji, że wystarczy usunięcie dyskryminacji po stronie pracodawcy, a każda kobieta z chęcią wyrobi jeden etat w pracy, drugi w domu, a pół trzeciego – opiekując się rodzicami. UE zaczyna rozumieć, że przerzucenie opieki nad seniorami na instytucje, co da się wykonać w niewielkich i bogatych krajach, z punktu widzenia całej Unii jest po prostu niewykonalne i nie zawsze pożądane: „W świetle wyzwań wynikających ze zmian demograficznych oraz związanej z nimi presji na wydatki publiczne w niektórych państwach członkowskich oczekuje się wzrostu zapotrzebowania na opiekę nieformalną”.
Wielka zmiana w myśleniu stojąca za dyrektywą o równowadze między życiem a pracą, po polsku tłumaczoną jako „równowaga między życiem zawodowym a opiekuńczym”, polega bowiem na tym, że powinniśmy dążyć do możliwie równego brania na siebie przez wszystkie płcie zarówno pracy zawodowej, jak i opiekuńczej – bo tylko wówczas w warunkach kryzysu opieki możemy marzyć, że obowiązki związane z jednym i drugim wymiarem pozostawią nam jakiś czas wolny dla siebie.
Przed nami długa droga
Instytucjonalne wzmocnienie i wydłużenie urlopu ojcowskiego ma być pierwszym krokiem w stronę przekonywania mężczyzn, że praca opiekuńcza może być czymś ważnym i przynoszącym spełnienie, a nie „gorszym” typem zajęć relegowanych na „mniej kompetentne i nadające się tylko do tego” kobiety. Niestety przed nami długa droga – do tej pory urlopy rodzicielskie nie były specjalnie popularne wśród uprawnionych panów. Według statystyk bierze je ledwie 1 proc. mężczyzn, choć dane mogą być mylące, ponieważ oblicza się je na podstawie wypłacanych zasiłków rodzicielskich, a nie każdemu przysługują.
Kary za niewdrożenie dyrektywy zasądza Europejski Trybunał Sprawiedliwości na wniosek Komisji Europejskiej. O ile polski rząd nieraz już pokazywał, że karami za niewdrożenie dyrektyw nie przejmuje się za bardzo, o tyle nawet dla twardogłowych eurosceptyków to bezsensowne podkopanie kolejnego (obok m.in. przywrócenia praworządności) kamienia milowego wskazanego w Krajowym Planie Odbudowy. Którego termin realizacji upływa, jak pamiętamy, 30 września.