Mijają dwa lata od dnia, gdy Trybunał Konstytucyjny Julii Przyłębskiej skazał kobiety na donoszenie źle rozwijających się ciąż kosztem swojego zdrowia. Wyrok wywołał masowe protesty na ulicach i efekt mrożący w szpitalach i prokuraturach. Niepotrzebne śmierci ciężarnych w szpitalach – i coraz więcej aborcji.
Najdłuższa przerwana ciąża liczyła 37 tygodni
Aborcja Bez Granic w ciągu ostatniego roku pomogła w dostępie do aborcji 44 tys. Polek. Rok wcześniej było ich o 10 tys. mniej. Do każdych czterech kobiet, podejmujących taką decyzję dotyczącą swojego życia, dołączyła piąta. Być może doprowadzona do tego przez państwo, które podniosło do rangi prawa znęcanie się nad kobietami. Ponad 1,2 tys. kobiet przerwało ciążę w drugim bądź trzecim trymestrze. Najdłuższa liczyła 37 tygodni. Zespoły lekarskie w innych krajach uznały, że jest to decyzja konieczna.
Ale większość zapadła w domach, a sprawa nigdy nie wyszła poza drzwi. Ciąże usuwa się dziś przy pomocy tabletek, nie potrzeba angażować w to lekarza. Dlatego liczby podawane przez Aborcję Bez Granic należy pomnożyć. Women Help Women odpowiedziała na 90 tys. wiadomości z Polski, a 20 tys. kobiet uzyskało pomoc. Co najmniej 10 tys. zwróciło się (skutecznie) do innych organizacji. Prawie 150 kobiet zdecydowało się przerwać ciążę w domu, tabletkami poronnymi, w drugim trymestrze. Online opiekowały się nimi kobiety z Aborcji Bez Granic.
Inaczej mówimy o aborcji
Ogromnie zmienił się też język, jakim mówi się o aborcji. Narracje o „zawsze złu, może mniejszym” coraz wyraźniej rozmywają się w języku, który mówi o prawie, opiece, wsparciu, pomocy. Na fora internetowe i w komentarze pod postami wlały się dziesiątki relacji utrzymanych w podobnym tonie, mówiących o aborcji – własnej lub u zaprzyjaźnionych kobiet – pozytywnie, a w opiniotwórczych mediach po raz pierwszy od lat zakwestionowano istnienie „syndromu poaborcyjnego”.
W tym samym czasie Ministerstwo Zdrowia informuje o „sukcesie”. Liczba aborcji w Polsce miała sięgnąć ledwo setki.