AGATA SZCZERBIAK: Jak panią znam, to po przeczytaniu nowych danych GUS o dzietności, zakończonych wnioskiem o „najniższej liczbie urodzeń zanotowanej w całym okresie powojennym”, mogła się pani trochę zdenerwować.
PROF. IRENA KOTOWSKA: Oczywiście, że się zdenerwowałam. 305 tys. dzieci, które przyszły na świat w 2022 r., to oczywiście jest najniższy wynik od 1945 r., ale porównywanie wyżu urodzeń lat powojennych z zapowiadanym i dokonującym się dołkiem, bez dodatkowego komentarza – jaki to ma sens? Przy tamtym wyżu wszystko zblednie. Jesteśmy obecnie na innym etapie rozwoju demograficznego – charakteryzuje go niż urodzeń w coraz większym stopniu określany przez zmianę struktury wieku naszego społeczeństwa. Nie trzeba jednak w związku z tym dramatyzować, tylko próbować zrozumieć, z czego to wynika i co można zrobić, by ten spadek był słabszy. A wynika z tego, o czym już wielokrotnie mówiliśmy: zmniejsza się liczba kobiet w wieku 15-49 lat i to decyduje o tendencji spadkowej liczby urodzeń. Dalszy spadek dzietności pogłębi tendencję spadkową urodzeń. Na gwałtowną zmianę sytuacji się nie zapowiada.
Jesteśmy w szczególnym momencie nałożenia się na siebie kilku kryzysów: inflacyjnego, mieszkaniowego, usług zdrowotnych, w jakimś sensie także szkolnego. I do tego jeszcze wojna w Ukrainie. Łatwo dopiąć do tej listy kolejny kryzys.
Może mieć pani rację. Kryzys urodzeń – takie określenia wciąż słyszę, ale trzeba zrozumieć, że falowanie liczb urodzeń, czyli występowanie kolejnych wyżów i niżów urodzeń, ma wpływ nie tylko na zmiany ogólnej liczby ludności, ale także liczby osób w różnych grupach wieku.