Coraz więcej dziedzin medycyny nie może się obejść bez genetyki, ale w przypadku onkologii opinie jej ekspertów stały się rozstrzygające dla ustalenia ostatecznej diagnozy i wyboru terapii. Dotyczy to zarówno nowotworów u dorosłych, jak i u dzieci – nieważne, że w pediatrii stanowią one jedynie 1 proc. wszystkich rozpoznań (ok. 1,2 tys. rocznie vs 130 tys. w całej polskiej populacji). Akurat u najmłodszych pacjentów tzw. diagnostyka molekularna powinna być wykonywana niemal przy każdym podejrzeniu tej choroby. Do liczby 1,2 tys. należy więc dodać przynajmniej 500 przypadków rocznie, w których podejrzenia nowotworów – wskutek przeprowadzonej diagnostyki – nie kończą się rozpoznaniem.
Tymczasem konsultant krajowy w dziedzinie onkologii i hematologii dziecięcej nie może doczekać się od ponad roku przywrócenia finansowania badań genetycznych wykonywanych w jego specjalności. Prof. Jan Styczyński udzielił w tej sprawie wywiadu portalowi „Rynek Zdrowia”, potwierdzając spostrzeżenia „Polityki” już sprzed kilku lat, kiedy pisaliśmy, że genetyka z niezrozumiałych względów naznaczona jest w naszym kraju piętnem światopoglądowym, więc decydenci – od ministrów i posłów poczynając, a na dyrektorach szpitali kończąc – wystrzegają się jej jak diabeł święconej wody. Bo in vitro, badania prenatalne, manipulacje na zarodkach… Lepiej być z daleka!
Na takim podejściu najbardziej tracą jednak pacjenci, którzy mają zamkniętą drogę do otrzymania profesjonalnej porady genetycznej, nie mówiąc o braku możliwości wykonania istotnych analiz decydujących o rozpoznaniu konkretnego typu nowotworu (co przekłada się na wybór i szybkie rozpoczęcie właściwej kuracji).