Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Beata Kempa dobrą teściową jest. O aferze z nielegalnymi wysypiskami śmieci

Beata Kempa Beata Kempa Tomasz Pietrzyk / Agencja Wyborcza.pl
Doprawdy Beata Kempa zbyt wielkie przypisuje sobie znaczenie, twierdząc, że dziennikarze opisują konflikty z prawem jej zięcia właśnie z jej powodu i po to tylko, aby uderzyć w nią jako polityczkę.

„Wobec brutalnego ataku na moich Najbliższych i próby zaszczucia moich dzieci i rodziny tylko po to, aby w sposób kłamliwy i nieuprawniony uderzyć we mnie jako polityka, oświadczam, że kieruję tę sprawę do odpowiednich organów”, napisała 6 marca przed godz. 13 Beata Kempa na swoim twitterowym koncie.

Pan B., zięć Beaty Kempy

W ten sposób europosłanka z ramienia Solidarnej Polski grozi sądem „Gazecie Wyborczej” i dziennikarzowi Marcinowi Rybkowi, który opisał kłopoty z prawem jej zięcia Arkadiusza B., prowadzącego we Wrocławiu nieetyczny biznes. Mimo wojowniczej postawy pani Kempy nie boimy się napisać „nieetyczny”, bo gdy ktoś, tak jak Arkadiusz B., został raz ukarany za prowadzenie w sposób niezgodny z prawem wysypiska śmieci, by zaraz potem w analogiczny sposób łamać prawo i zapłacić kolejną karę, to właśnie oznacza, że kpi sobie z przepisów, a jego biznes jest tym samym nieetyczny.

Inna sprawa, czy Arkadiusz B., oprócz wykroczeń, za które był karany, tzn. oprócz nielegalnego składowania odpadów, dopuścił się również przestępstwa składowania odpadów w pobliżu lotniska, czego przepisy zabraniają szczególnie surowo i kwalifikują właśnie jako przestępstwo, a nie tylko wykroczenie, a to z powodu zagrożenia pożarem mogącym zakłócić ruch lotniczy i zagrożenia, jakie dla samolotów stanowią ptaki, licznie gromadzące się na wysypiskach.

Istnieją przesłanki dla przypuszczenia, że przestępstwo faktycznie miało miejsce, lecz pan B. uniknął kary, gdyż prokuratura bała się wejść w drogę bardzo wpływowej na Dolnym Śląsku polityczce. Po pierwsze, jedno z dwóch nielegalnych wysypisk pana B.

Reklama