Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Pani z kiosku. Aktywistka oskarżona o kierowanie gangiem przemytników ludzi

Ośrodek detencyjny w Kazitiskis na Litwie, lato 2021 r. Ośrodek detencyjny w Kazitiskis na Litwie, lato 2021 r. Janis Laizans/Reuters / Forum
Jak Ewa M.-S. została, według wiceministra sprawiedliwości Sebastiana Kalety, twarzą „wielkiej afery przemytniczej Platformy Obywatelskiej”.

Ewa ma 48 lat, mieszka w śląskim mieście powiatowym, pracuje w kolekturze Totalizatora. Od półtora roku aktywnie pomaga uchodźcom umieszczonym w litewskich ośrodkach detencyjnych (to strzeżone ośrodki dla uchodźców). Wysyła im paczki z żywnością i odzieżą, organizuje dla nich pomoc medyczną i prowadzi zbiórki pieniędzy. Dlatego zwana jest aktywistką. Ale też „panią z kiosku”, co oznacza, że nie jest postacią, jak to się mówi, z pierwszej linii frontu. Ot, niczym niewyróżniająca się zwykła kobieta z prowincjonalnego miasta, matka trójki dzieci, ledwo wiążąca koniec z końcem.

7 września pani z kiosku wracała ze spaceru z psem, kiedy przed jej domem podeszli do niej funkcjonariusze Straży Granicznej i CBŚP. Powiedzieli, że muszą ją zatrzymać na dwa dni – takie polecenie dał prokurator z Garwolina. Przeszukali mieszkanie, zabrali sprzęt elektroniczny: stary laptop, telefon, i powieźli Ewę do garwolińskiego prokuratora, który przedstawił jej zarzut – założenie i kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą zajmującą się przemytem ludzi w celu uzyskania korzyści finansowych. Nie przyznała się. Uznała, że zarzut jest tak absurdalny, że zareagowała śmiechem.

Telefon od Pakistańczyka

W tym czasie już hulała nagłaśniana przez posłów Koalicji Obywatelskiej afera wizowa. Ujawniono, że resort spraw zagranicznych zorganizował system korupcyjny: przy pomocy firm pośredniczących za grube pieniądze sprzedawano wizy do Polski (a tym samym do krajów strefy Schengen) obywatelom krajów afrykańskich i azjatyckich.

Reklama