Wtopy i laptopy
Kłopotliwy spadek po PiS: laptopy dla uczniów. Z polskim orłem na obudowie
W domu 10-latka Julka grafitowy laptop HP ProBook 440 G9 z polskim orłem na obudowie, ułożony na pawlaczu, zaczyna pokrywać się kurzem. – To u nas siódmy komputer – wylicza Michał, ojciec chłopca. Poza Julkiem w domu jest dwójka dzieci – dostały sprzęt albo w miesiącach zdalnej nauki, albo na komunię, a do tego Michał pracuje jako programista. Kiedy przyniósł wydany w szkolnym sekretariacie karton z „laptopem dla czwartoklasisty” sfinansowanym z programu Ministerstwa Cyfryzacji przy wsparciu resortu edukacji i nauki, Julek nawet się nie zainteresował, bo akurat grał – na tablecie. Tablety w domu też są – trzy.
Maja, córki Magdy, poprosiła o zainstalowanie na laptopie jednej aplikacji – Teams, przez którą w pandemii nauczyła się rozmawiać z koleżankami. – Młoda się cieszy, ale ja nie wiem, po co to czwartoklasistce? Notebook bardziej przydałby się starszej córce, która jest w liceum i przygotowuje różne prezentacje – tłumaczy Magda.
Poza większymi miastami emocje wokół laptopów dla uczniów były ciut cieplejsze: – I dzieciaki, i rodzice od początku września dopytywali, kiedy dostaną – opowiada Kamil, dyrektor wiejskiej podstawówki w Zachodniopomorskiem. Ale dodaje, że od kiedy matki i ojcowie wzięli sprzęt, na początku października, nie wie, co z nim się dzieje. Na szkolnych korytarzach temat ucichł.
Rozpoczęły się za to nerwowe rozmowy nauczycielek o tym, która dostanie wart 2,5 tys. zł bon na sprzęt komputerowy, a która nie ma na to widoków, choć szef MEiN Przemysław Czarnek obiecał je wszystkim.
Prezent pożegnalny?
Według przyjętej latem ustawy o wsparciu rozwoju kompetencji cyfrowych uczniów i nauczycieli, która uruchomiła lawinę laptopów dla oświaty, państwo włoży w ten projekt ponad 11 mld zł.