Minister nauki Dariusz Wieczorek ogłosił prowizoryczną nową listę czasopism punktowanych, częściowo naprawiającą najbardziej rażące nadużycia niechlubnego ministra Przemysława Czarnka. Tak naprawdę to nie minister powinien osobiście decydować, ile punktów ma być przyznawane autorom artykułów zamieszczanych w poszczególnych periodykach naukowych, gdyż są to merytoryczne kwestie leżące w gestii ludzi nauki. Podobnie jak w innych krajach również w Polsce istnieje instytucja, która odpowiada za punktację. Dawniej zajmowały się tym komitety naukowe Polskiej Akademii Nauk, a obecnie Komitet Ewaluacji Nauki. Minister w zasadzie nie ma kwestionować rekomendacji naukowców, powinien przenosić je bez zmian do odpowiedniego rozporządzenia.
Niestety, za czasów PiS władza robiła, co chciała, a poszczególni ministrowie traktowali swoje obowiązki urzędnicze jako uprawnienia do kierowania się osobistą wolą. Wiele takich obowiązków związanych jest z nadzorowaniem i kontrolą rozmaitych procedur, w normalnej administracji kończącą się „dekretacją”, czyli ich skwitowaniem własnym podpisem i autorytetem. I tak np. prezydent w roli urzędnika państwowego ma obowiązek nadać tytuł profesora osobie, którą to rekomenduje odpowiednie gremium naukowe i odpowiednia instytucja (Rada Doskonałości Naukowej). Jeśli tego nie robi, dopuszcza się nadużycia władzy, jakkolwiek bezkarnego. I tak samo właśnie czynił Czarnek, obdarowujący wedle własnego widzimisię stoma i dwustoma punktami (a to jest największa możliwa ich liczba, przypisana do takich czasopism, jak „Nature” czy „Science”) periodyki kościelne pozbawione wszelkiego znaczenia i autorytetu.