Chudy nabór do liceów. Kręgielnia, solarium i siłownia mają przyciągnąć uczniów do szkół
Rekrutacja w roku 2024 to przedsmak tego, co czeka szkoły średnie, gdy nadejdzie niż demograficzny, już przecież obecny w podstawówkach. Teraz o miejsce w liceach, technikach i szkołach branżowych ubiega się zaledwie połowa rocznika. Druga połowa zaczęła naukę rok wcześniej i już jest w szkole ponadpodstawowej. W 2023 r. mieliśmy rekrutację tłustą, nieomal podwójną.
Tak chudego naboru jak obecny dawno nie było. W moim liceum zamiast pięciu klas pierwszych otworzymy zaledwie trzy. W innych placówkach cięcia nakazane przez władze miasta są podobne. Niestety w kolejnych latach może nie być wcale lepiej. Koleżanki i koledzy, którzy pracują również w podstawówkach, opowiadają o klasach połówkowych, np. 18-osobowych. W każdym kolejnym roczniku dzieci jest mniej, dlatego zespoły przestały być liczne.
W liceach tak dobrze jednak nie będzie. Wobec szkół ponadpodstawowych polityka władz oświatowych jest bowiem inna: klasy będą tak samo przeładowane (obecnie 32–35 osób to norma), ale będzie ich mniej. Wprawdzie niż byłby świetną okazją do zmniejszenia liczebności klas we wszystkich typach szkół, a nie tylko w podstawówkach, jednak takich planów nie ma żadna z partii rządzącej koalicji. Wszystkie nastawiają się na odchudzenie podstaw programowych i inne zmiany w filozofii nauczania, natomiast to, co mogłoby naprawdę zrewolucjonizować szkolnictwo, choćby mniejsza liczba uczniów w klasach, polityków nie obchodzi.
Szkoły potrzebują stabilnej rekrutacji
W ostatnich latach mieliśmy szaloną rekrutację do szkół ponadpodstawowych. W jednym roku siedem klas pierwszych, w innym cztery, rok temu pięć, w tym trzy. Przyczyną tak niestabilnego naboru raz była likwidacja gimnazjów i wynikający z tego podwójny rocznik (jednocześnie po gimnazjum i po szkole podstawowej), potem kumulacja dwóch roczników w jednej rekrutacji (spotkały się dzieci, które zaczęły naukę w wieku siedmiu lat oraz sześciu), wreszcie doczekaliśmy się połowy rocznika w 2024.