Społeczeństwo

„To już trzecia powódź tysiąclecia w moim życiu”. Kolejny region walczy z wielką wodą

Poziom Odry w Cigacicach, 23 września 2024 r. Poziom Odry w Cigacicach, 23 września 2024 r. Władysław Czulak / Agencja Wyborcza.pl
W 1997 r. Odra zalała nas bez jakiejkolwiek kontroli, w 2010 r. wymknęła się spod kontroli, a w 2024 r. mamy rzekę pod kontrolą – uspokaja wojewoda lubuski. IMGW ostrzega jednak, że każda miejscowość na drodze fali jest w stanie zagrożenia.

Odrzańska wielka fala przepływa w tym tygodniu przez Lubuskie. To fala ta sama, ale już nie taka sama jak na południu. Jest długa (media podają, że na 100 km, służby nie potwierdzają), wypłaszczona, przekracza stan alarmowy o 2–2,5 m (jak w Nowej Soli czy Cigacicach), nie wlewa się jednak do miast i nie demoluje wszystkiego, co spotyka na swojej drodze, jak w Lądku Zdroju, Stroniu Śląskim czy Głuchołazach. Inny wymiar mają też ludzkie dramaty, ale ci, których dotykają, nie mierzą cudzego nieszczęścia, tylko czują przez skórę własne.

– To już trzecia „powódź tysiąclecia” w moim życiu. Trochę za dużo, nawet jak na mój wiek – mówi 72-letni Mirosław Kamiński z Osiecznicy pod Krosnem Odrzańskim. Jeszcze w poniedziałek (23 września) po swoim obejściu chodził suchą stopą, we wtorkowe południe już w gumowych spodniobutach: przed progiem woda sięgała mu bioder, a w domu kolan. Na podwórku spod lustra wystawały wierzchołki płotu, staw w pobliżu zniknął pod wodą („Ryby szlag trafił”), wody nie zatrzymały też worki z piaskiem, którymi Kamiński obłożył wejście do domu: – Mieliśmy czas, żeby się przygotować. Meble i sprzęty z parteru wywieźliśmy do sąsiadów, których gospodarstwa położone są wyżej, wynieśliśmy też na piętro, gdzie teraz mieszkamy z żoną. Prąd sam odłączyłem, potem przyjechali z energetyki i na wszelki wypadek odcięli skrzynkę. Słusznie, bo też już jest pod wodą.

W podobnej sytuacji jest 75 gospodarstw w Osiecznicy. To dużo, bo wieś liczy ich ok. 200 i tysiąc mieszkańców. Dla nich to nie pierwszyzna: wielka woda zalewała wieś w 1997 r., w 2010 r., a teraz jeszcze zanim nadeszła, sołtys zapowiadał, że zalanie jest „nieuchronne”.

W widełkach jak w potrzasku

Osiecznica nie ma wałów – to główna przyczyna. Wieś jest poniemiecka i już Niemcy pamiętali, żeby co bardziej wartościowych rzeczy nie chować w piwnicach, bo „prędzej czy później wyleje albo wyjdą podsiąki”. Sporo gospodarstw nadal znajduje się na terenie zalewowym, ul. Jana Pawła II i kilka sąsiednich stoi pod wodą. Jeden z mieszkańców nadmuchał ponton i pomaga, gdy coś lub kogoś trzeba przetransportować.

Osiecznica ma też tego pecha, że niczym w potrzasku tkwi w widełkach dwóch rzek, Odry i Bobru. Najpierw więc wielką wodę przyniósł do wsi Bóbr, teraz Odra, a wieś zalewa też cofka: Odra jest tak wysoka, że Bóbr zaczyna płynąć „pod prąd”. Takich widełek Odra tworzy z innymi rzekami w Lubuskiem kilka i wszędzie, gdzie mieszkają ludzie, są albo za chwilę będą podobne problemy. Tak było w Wyszanowie (cofnęła się Barycz), tak jest w Starym Raduszcu (cofka Bobru zalała 15 gospodarstw) oraz w Łomach i Kosarzynie (tu cofka idzie na Nysie Łużyckiej). Tak też lada godzina stanie się (albo dzieje się, gdy to czytacie) na Warcie płynącej do Odry w Kostrzynie. Po drodze są rozlewiska Parku Narodowego Ujście Warty i tam wyleje się to, co razem z kulminacją na Odrze mogłoby zagrozić miastu, mieszkańcy oddychają więc spokojniej.

– Nie jest tak, że się całkiem nie boimy, ale wielka powódź chyba jednak nam nie grozi. Skąd niby miałaby się nagle u nas wziąć zabójcza fala? – mówi mieszkaniec Kostrzyna Edward Kasperkiewicz. Niektórzy obłożyli swoje domy workami z piaskiem, żołnierze Pułku Saperów z Niska z mieszkańcami zbudowali prowizoryczny wał na osiedlu Szumiłowo. Prognoza pogody jest korzystna (nie powinno padać), IMGW ostrzega jednak, że każda miejscowość na drodze fali znajduje się w stanie zagrożenia, według strażaków sytuacja w Lubuskiem jest stabilna. – W 1997 r. Odra zalała nas bez jakiejkolwiek kontroli. W 2010 r. wymknęła się spod kontroli. W 2024 r. mamy rzekę pod kontrolą – mówi Marek Cebula.

Jest wojewodą lubuskim, wcześniej przez 13 lat był burmistrzem Krosna Odrzańskiego, przez który w środę (25 września) przepływało czoło fali powodziowej. – Potrwa to ok. 36 godz. i wszystko wskazuje, że miasto jest na to dobrze przygotowane – mówi. O jakiejkolwiek kontroli trudno jednak mówić w zalanej Osiecznicy i Starym Raduszcu. Stan alarmowy został przekroczony na siedmiu wodowskazach, stan klęski żywiołowej objął gminę miejsko-wiejską Szprotawa, miasta Żagań i Małomice oraz gminę wiejska Żagań. Na tych terenach woda uszkodziła drogi, chodniki, zalała domy, mieszkania i posesje, doszło do podtopień.

Mieszkańcy zwykli i niezwykli

Cały czas trzeba się liczyć z niespodziewanym, np. wskutek nocnej awarii śluzy w przepompowni woda zaczęła błyskawicznie rozlewać się po Brodach. To jedno z najmniejszych (892 mieszkańców) i najmłodszych (prawa miejskie od 1 stycznia 2024 r.) miasteczek w Polsce. Niebezpieczeństwo zażegnały m.in. dwa śmigłowce Mi-17 z big bagami i piaskiem. Wały przesiąkają (lub przesiąkały) w gminie Siedlisko, w Otyniu, Buczkowie i Młynkowie czy Cigacicach. Trzeba było zamknąć kilka dróg i most w Cigacicach (już jest otwarty), region omijały też niektóre pociągi dalekobieżne. Groźnie było w Bobrownikach, Siedlisku i Szlichtyngowej, ale udało się utrzymać Odrę między wałami.

W akcji są strażacy, żołnierze, policjanci, społecznicy i tzw. zwykli mieszkańcy. – To chwile próby dla lokalnych społeczności – mówi Adam Olejnik z Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, który w sezonie ratuje ludzi, a teraz Nową Sól przed powodzią. W 1997 r. miasto poprzecinane było szańcami worków z piaskiem, mieszkańcy i sklepikarze zamurowywali nisko położone okna i witryny, woda wdzierała się do centrum, ale Nowa Sól obroniła się przed wielką wodą jako jedno z nielicznych miast w Polsce. – Wtedy mobilizacja była powszechna, teraz nie. Sypałem piasek do worków z dziewczyną, która miała tak długie paznokcie, że mnie porysowała, ale zasuwała jak faceci. A tuż obok solidnie zbudowani jegomoście uprawiali turystykę powodziową z komórkami w dłoniach, aż kolega rzucił im wiązankę, żeby brali się do roboty albo prędziutko oddalili – opowiada Adam Olejnik.

Na wałach widywani są nawet motocykliści, dlatego policja apeluje o „rozsądek i niezbliżanie się do miejsc dotkniętych powodzią, wałów przeciwpowodziowych oraz do urządzeń hydrotechnicznych”. Zakazano wszelkich lotów nad Odrą oraz 20 km od jej koryta. „Nad rzeką latają drony służb ratowniczych pomagające w kontrolowaniu sytuacji powodziowej z powietrza. Ewentualna kolizja w powietrzu byłaby zagrożeniem dla ratowników oraz ludzi pracujących przy wałach” – ostrzegają strażacy. Problemy sprawiają też zwierzęta. „Pilnie potrzebny płyn do odstraszania bobrów” – apelował na Facebooku Wadim Tyszkiewicz, senator i były prezydent Nowej Soli. Im dłuższa jest bowiem fala, tym większe obciążenie wałów, więc ryjące w nich bobry – jak mówią mieszkańcy - nie pomagają.

Trzeba też walczyć z dezinformacją. Choć nigdzie w Lubuskiem nie doszło (przynajmniej na razie) do przerwania wałów, urząd gminy wiejskiej Żagań informował, że tak się stało na Bobrze (po interwencji służb wojewody komunikat został sprostowany, a potem zniknął). Inny fake news głosił, że przerwane (w innym wariancie: wysadzone) zostały wały w pobliżu Nowej Soli „i już zaczyna zalewać miasto”. Tę fałszywkę też zdementowano.

„Trzeba nadrobić lata zaniedbań”

W 1997 r. na Odrze w Nowej Soli odnotowano 681 cm. Tym razem najwyższy poziom wody w Nowej Soli wynosił 647 cm, w środę rano było to 625 cm – przy stanie alarmowym 450 cm. Przekroczenie stanu alarmowego odnotowano też w 20 innych miejscach Odry. W czwartek fala kulminacyjna dotrze do Słubic, w piątek do Kostrzyna i w weekend wpłynie na Zachodnie Pomorze. Tamtejsze służby się na to szykują, a Lubuskie podsumowuje dotychczasowe skutki: liczba mieszkańców dotkniętych powodzią – 1610, relokowanych – 824, uszkodzonych budynków gospodarczych – 124, obiektów użyteczności publicznej – 71, budynków mieszkalnych – 160.

Straty materialne nie będą tak olbrzymie jak na Dolnym Śląsku czy Opolszczyźnie. – Musimy jednak wyciągnąć wnioski i nadrabiać lata zaniedbań – mówi wojewoda Cebula. Gdy rządził Krosnem Odrzańskim, samorząd dołożył się do dokumentacji umocnień dla miasta. Umocnienia powstały i dzięki temu Krosno broni się przed powodzią (znów trzeba zastrzec: przynajmniej na razie). Podobnie udało się to w wielu innych miastach, ale już poza nimi bywa gorzej. To już nawet nie jest Polska powiatowa, lecz gminna, wręcz wiejska.

Nie chodzi o to, że ja chcę od państwa zasiłek dla powodzian albo pieniądze na remont domu. Wolałbym tych pieniędzy nie otrzymać i nie mieć wody w gospodarstwie i domu – mówi Mirosław Kamiński z zalanej Osiecznicy. Według niego należałoby więc albo wybudować wały chroniące jego wieś, albo zaproponować godziwe warunki przeprowadzki ludziom z terenów zalewowych. – Jedno i drugie nie jest łatwe ani tanie, ale lepiej coś z tym zrobić, żebyśmy nie patrzyli bezradnie jak zalewa nas kolejna „powódź tysiąclecia” – mówi. Przez noc z wtorku na środę poziom wody w jego domu wzrósł o kolejnych 20 cm.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną