Uprzywilejowani myśliwi. Nie muszą się badać, od rządu dostają prezenty. Jak to możliwe?
Wraca – po raz kolejny – kwestia obowiązkowych badań okresowych dla myśliwych. Tym razem ma to być inicjatywa posłów Polski 2050 Szymona Hołowni. Nowelizacja nie dotyczy Prawa łowieckiego, tylko ustawy o broni. Może wreszcie się uda?
Komorowski: ja bym zbadał ministra
Gdy miesiąc temu taka propozycja wyszła z Ministerstwa Klimatu i Środowiska, a wiceszef resortu Mikołaj Dorożała publicznie wyliczył śmiertelne wypadki na polowaniach w ostatnich miesiącach i zapowiedział podjęcie kroków, które ograniczyłyby takie zdarzenia, wybuchła awantura. Przedstawiciele Polskiego Związku Łowieckiego uczestniczący w obradach Zespołu ds. Reformy Łowiectwa nie zgodzili się na wprowadzenie obowiązkowych badań. A były prezydent Bronisław Komorowski, polujący z zamiłowaniem, w rozmowie z Radiem Zet pomysł nazwał chorym. „Ja bym pana ministra Dorożałę też najchętniej skierował na badania” – powiedział. Swoje wzburzenie argumentował tym, że niesłychane jest, by ministrem odpowiedzialnym za łowiectwo i leśnictwo była osoba, która nienawidzi myśliwych i leśników.
Minister Dorożała przypomniał, że wszyscy – kierowcy, policjanci, żołnierze – robią badania. Dlaczego myśliwi mieliby ich nie robić?
Po wypowiedzi Komorowskiego przez cztery tygodnie nikt z resortu nie wracał do kwestii badań dla myśliwych. Podobno wicepremier Waldemar Kosiniak-Kamysz, prezes PSL i zapalony myśliwy, któremu wcześniej udało się przeforsować swojego kandydata na Łowczego Krajowego, peeselowskiego polityka Eugeniusza Grzeszczaka, naciskał w tej sprawie na Donalda Tuska. A premier na ministrę klimatu i środowiska.