14 lat trwała sądowa batalia pani Ewy, nauczycielki języka angielskiego w Gryficach, o należne jej wynagrodzenie za pracę w godzinach nadliczbowych. Sąd Najwyższy nie tylko przyznał rację powódce, nakazując pozwanemu liceum wypłatę ponad 18 tys. zł za nadgodziny (wraz z odsetkami za zwłokę to ponad 31 tys. zł), ale i przedstawił stanowisko w sprawie płacenia nauczycielom za pracę przekraczającą tygodniowy wymiar 40 godzin.
Wyrok zawiera wyraźne wskazówki dla dyrektorów, jak mają wynagradzać nauczycieli. Nauczyciele liczą, że wszyscy pracodawcy wezmą je sobie do serca, będą przestrzegać prawa pracy i nie trzeba będzie znowu iść do sądu. Pani Ewa traktowana jest w pokojach nauczycielskich jak bohaterka, która miała odwagę wystąpić przeciwko łamiącemu prawa pracownicze dyrektorowi, i była na tyle dzielna, że doprowadziła sprawę do końca. Ile wysiłku, czasu, nerwów, pieniędzy oraz innych trudnych do pojęcia kosztów musiała ponieść, nie jestem w stanie określić. Nam wszystkim będzie teraz łatwiej domagać się od dyrektorów, aby przestrzegali zasady, iż pracownikowi należy się zapłata. Nie żyjemy przecież w systemie niewolniczym.
Dyrektorzy za nadgodziny nie płacą
Karta Nauczyciela reguluje tylko kwestię przekraczania pensum dydaktycznego, które wynosi 18 godzin w tygodniu. Jeśli dyrektor przydzieli więcej lekcji, np. w ramach tzw. zastępstwa doraźnego, czyli za nieobecnego pracownika, albo przyzna stałe godziny ponadwymiarowe, gdyż nie udało się znaleźć nikogo chętnego na wakat, nauczycielowi przysługuje dodatkowa zapłata. Dyrektorzy najczęściej wywiązują się z tego obowiązku, gdyż Karta Nauczyciela nie zawiera tu żadnych niejasności.