Społeczeństwo

Syndrom dyktatorskiej buty. Tak Trump wpędza świat w silny polityczny stres

Donald Trump i Wołodymyr Zełenski w Białym Domu, 28 lutego 2025 r. Donald Trump i Wołodymyr Zełenski w Białym Domu, 28 lutego 2025 r. Kancelaria prezydenta Ukrainy / mat. pr.
Celem tego tekstu jest opisanie psychologicznych mechanizmów postępowania prezydenta Trumpa, które mogą prowadzić USA i świat na bardzo niebezpieczne ścieżki.

To, co działo się ostatniego dnia lutego w Gabinecie Owalnym, dla milionów widzów na świecie było doświadczeniem emocjonującym i stresującym (zwłaszcza demokratów). Nie policzono jeszcze zawałów serca, zużycia środków uspokajających, wypitych litrów mocnych alkoholi i zaburzeń snu, jakie nastąpiły w trakcie i po bezprecedensowej publicznej kłótni dwóch prezydentów. Amerykańscy psychologowie i lekarze już w 2016 r. (po pierwszym wyborze Trumpa na prezydenta) odnotowali wyraźny wzrost przypadków depresji (m.in. Pitcho-Prelorentzos, Kaniasty i in., 2018). Na szczęście krótkotrwale, ale jednak dobrostan wielu obywateli USA znacznie pogorszył się co najmniej na kilka tygodni.

Trump z trudem słucha

Niedługo zobaczymy aktualne badania na ten temat, i to nie tylko w USA. Na razie wiadomo, że w Ukrainie wzrosło poparcie prezydentowi Zełenskiemu. Moi studenci i studentki, oglądając transmisję telewizyjną z tego wydarzenia w Gabinecie Owalnym, dostrzegli przede wszystkim łamanie przez prezydenta Trumpa wielu różnych norm społecznych, dyplomatycznych, biznesowych, negocjacyjnych, grzecznościowych i gościnności. I nie czuli się komfortowo, gdy gospodarz Białego Domu i jego świta (zwłaszcza wiceprezydent J.D. Vance) grillowali bez znieczulenia swojego gościa. Bolało ich ustawienie prezydenta Ukrainy w roli chłopca do bicia i trafnie zauważyli, że agresja gospodarzy rosła, gdy Zełenski argumentował, że Rosji i Putinowi nie można ufać, bo zawieszenie broni złamał wielokrotnie.

Podzielam ich opinie i odczucia. Obserwowałam zaprzeczenie reguł demokratycznej rozmowy, nierówność stron i drastyczną różnicę celów uczestników tego spotkania. Nie wydaje mi się, by istniał dla nich jakiś wspólny cel. Z przebiegu całej awantury (bo trudno to nazwać rozmową) wynika, że prezydent Ukrainy chciał uzyskać od prezydenta USA jakieś gwarancje bezpieczeństwa dla swojego kraju, ponieważ umowa o korzystaniu Ameryki z ukraińskich metali ziem rzadkich tego nie uwzględnia.

Prezydent Trump zaprosił Zełenskiego do Waszyngtonu nie po to, by coś w tej umowie jeszcze uzgadniać, ale raczej by ocalić swój wizerunek świetnego biznesmena, który jako prezydent potrafi zdobyć szybko i bez wysiłku ważne dla gospodarki USA zasoby. I co? Nie udało się, gość stawia pytania, nie zgadza się na wszystko i w dodatku ośmiela się mówić, że prezydent USA czegoś nie wie, że błędnie ocenia postępowanie Rosji i nie rozumie ukraińskich emocji.

To musiało być trudne do zniesienia dla Trumpa, jednak jakiś czas wydawało mi się, że z trudem, ale jednak słucha Zełenskiego. Dopiero gdy Vance wprost ostro zaatakował gościa, wytykając mu brak należytej wdzięczności, również główny gospodarz zrozumiał, że nie wygrywa, i wylał z siebie pokłady pretensji do gościa, do prezydenta Bidena, wszystkich swoich politycznych przeciwników.

Potok agresywnych skojarzeń leciał bez opamiętania, prezydent wielkiego kraju wykazał (nie po raz pierwszy) brak kontroli, ale i brak logiki w tym wywodzie na temat wszystkich grzechów Demokratów i związków między nimi a prezydentem Ukrainy. To widzieli wszyscy, choć nie wszyscy za ten skandal – bo to był skandal – obwiniali gospodarza. Twardy elektorat Trumpa (podobnie jak twardzi polscy autorytarni konserwatyści, dla których tylko siła ma znaczenie) uważa, że za fiasko tego spotkania odpowiada prezydent Ukrainy („nie rozumie, że jest słabszy, po co się stawiał? trzeba było milczeć, USA są potęgą; dlaczego nie włożył garnituru? nie okazuje należytej wdzięczności, po prostu głupek”).

Taka jest natura hierarchicznej mentalności, ale nie o tym jest ten tekst. Moim celem jest opisanie psychologicznych mechanizmów postępowania prezydenta Trumpa, które mogą prowadzić USA i świat na bardzo niebezpieczne ścieżki.

Czytaj też: Jak mówić z Trumpem? Zełenski nie odstawił nogi. Ta kłótnia przejdzie do historii

Widać gołym okiem

Na to, że Trump jest osobą narcystyczną, od dawna wskazują nie tylko amerykańscy psychologowie i politolodzy (por. m.in. Eliot Cohen, 2025). To wprawdzie widać „gołym okiem”, ale są też analizy specjalistów. Narcyzi oczekują od świata codziennego potwierdzania ich wspaniałości, nie znoszą jakiejkolwiek krytyki. Już samo podejrzenie, że ktoś może się z nimi nie zgadzać lub skrytykować – powoduje dewaluację tego kogoś, przypisanie mu złych intencji, głupoty, niemoralności, niskiego statusu czy braku znaczenia. Trump mówi o prezydencie Ukrainy, że jest „słabym gościem”, wyłudził wielkie pieniądze od Bidena, nie jest wiarygodny, bo „wspierał tamtą ekipę”. Zjawisko to zbadał i opisał wybitny badacz i klinicysta Roy Baumeister (2011) i nazwał je „wyprzedającą agresją”. Badania dowodzą także tego, że osoby narcystyczne potrafią – jeżeli chcą coś zyskać – skutecznie uwodzić ludzi i manipulować nimi. Trump też to potrafi. Przecież wygrał wybory.

Narcyzm jest istotnym wskaźnikiem (objawem) tzw. syndromu dyktatorskiej buty (Owen, 2014; Skarżyńska, 2018; w „Polityce” kilka lat temu pisał o tym zestawie cech red. Krzemiński). David Owen, twórca tego pojęcia, jest brytyjskim neurologiem i psychiatrą, ale też politykiem (był m.in. ministrem zdrowia i negocjatorem z ramienia UE podczas wojny w byłej Jugosławii).

Ten zespół cech i zachowań przejawia się przede wszystkim skupianiem uwagi na własnym wizerunku, szukaniem uwielbienia, pokazywaniem własnej mocy sprawczej, pogardą dla rad i krytyką ze strony innych ludzi, nieliczeniem się z obowiązującym prawem. Towarzyszą temu takie cechy postępowania jak brawura, impulsywność, brak kompetencji politycznych. Wszystkie – z czasem – prowadzą do błędów decyzyjnych i w końcu do utraty kontaktu z rzeczywistością.

Owen dowodzi – na podstawie analizy wieloletniego postępowania wielu polityków – że im dłużej osoba narcystyczna sprawuje władzę, tym wyraźniejsze stają się objawy dyktatorskiej buty. U prezydenta Trumpa też to widać: podczas pierwszej kadencji nie wydawał się aż tak „dyktatorsko butny”.

Eliot Cohen opisuje to tak: „To chimeryczny człowiek. (...) Jest typem autokraty, który chce być popularny. Nie obchodzą go dobro i zło, prawda i fałsz, wewnętrzne mechanizmy, które kierują działaniem większości ludzi. (...) Wydaje mu się, że politycznie powstał z martwych, przeżył poważną próbę zamachu” („GW”, 21 lutego 2025). Ja również przypuszczam, że narzucający się narcyzm i buta dzisiejszego Trumpa istotnie wiąże się z prezentowaniem siebie w sposób mesjanistyczny („Bóg tak chciał”, „to wyróżnienie, znak od Boga”). A taka egzaltowana ekspresja siebie (podchwycona i prezentowana przez bliskie mu otoczenie polityczne) także jest – według Owena – cechą charakterystyczną dyktatorskiej buty.

Czytaj też: Zełenski wyrwał Trumpowi megafon. Scenariuszy jest kilka, w tym ten czarny

Trump: silny stresor

Tyle diagnozy. Ważniejsze są jednak skutki sprawowania władzy przez silnie narcystyczną osobę (cytowany E. Cohen widzi Trumpa także jako socjopatę). Zmienność reakcji, brak kompetencji politycznych (związany także z brakiem kontroli emocji), traktowanie inaczej myślących i krytyków jako wrogów, lekceważenie słabszych a kult silnych – niepokoi nie tylko demokratycznych polityków, ale i miliony obywateli. Budzi niepokój, niepewność, wzmacnia nieufność do polityków i polityki. A wiadomo: bez zaufania do politycznych czy ekonomicznych partnerów nie można wiele osiągnąć ani w polityce, ani w biznesie. A życie codzienne obywateli też staje się trudniejsze, mniej przewidywalne i mniej sympatyczne.

Nieufność i niepewność co do zachowania prezydenta światowego mocarstwa staje się silnym politycznym stresorem. Już wiemy, że ten rodzaj stresu jest źródłem wielu poważnych problemów społecznych (np. badania Muloona i in. z 2020 czy Cenetti-Nissim i in. z 2009). Efektem stresu politycznego mogą być postawy wykluczające pewne mniejszościowe grupy społeczne, etniczne czy religijne (którym łatwo przypisuje się jakiś związek z odczuwanym stresem) oraz nasilające się konflikty międzygrupowe. Rośnie też liczba schorzeń psychosomatycznych i przestępstw z użyciem przemocy. Obserwuje się także ucieczkę od śledzenia polityki i aktywnego w niej uczestnictwa jako sposób ucieczki od politycznego stresu.

Ale polityczna „splended isolation” prowadzi do osłabienia wielu społecznych więzi i politycznych identyfikacji. Dotychczasowe badania dowodzą, że właściwie jedynym skutecznym sposobem radzenia sobie z politycznym stresem (zarówno spowodowanym ryzykowną, radykalną czy ekstremistyczną polityką, jak i przewlekłym politycznym czy ekonomicznym kryzysem) jest aktywność obywatelska i polityczna. Tworzy ona silne identyfikacje grupowe, które stanowią bufor dla politycznych lęków.

Różne formy protestu wobec gwałcenia norm społecznych i demokratycznych reguł, jawny sprzeciw wobec niszczenia społecznej solidarności ze słabszymi, obwiniania ofiar, a nie sprawców ludzkich nieszczęść – ratują nasze zdrowie psychiczne, bo łączą z innymi ludźmi, chronią przed samotnością. Czasy mamy z rożnych powodów trudne, Ameryka rządzona przez Trumpa przestaje być wzorem liberalnej demokracji, w Europie jest wojna, w wielu krajach zwyciężają autorytarni politycy, kryzys ekologiczny jest coraz bardziej widoczny gołym okiem.

Ale raczej jest to powód, by być bliżej, a nie dalej od polityki. To właściwy moment, by przestać być obojętnym wobec polityki, zobaczyć w niej nie tylko walkę o władzę, sławę i pieniądze lub „rozrywkę dla mas”, ale i o pewne wspólne dobro i lepszy świat. To przecież – póki co – tylko od nas, „zwykłych obywateli”, zależy, czy prezydentem zostaje narcystyczny, zachwycony sobą i powrotem do przeszłości, młodszy czy starszy satrapa, czy ktoś, kto widzi problemy, ma kompetencje, by je rozwiązywać, i w dodatku lubi ludzi, a nie tylko siebie samego. Utrudnieniem właściwego wyboru są uwodzicielskie potrzeby i talenty niektórych narcystycznych postaci. Uważności nigdy więc nie jest zbyt wiele.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Ranking najlepszych galerii według „Polityki”. Są spadki i wzloty. Korona zostaje w stolicy

W naszym publikowanym co dwa lata rankingu najlepszych muzeów i galerii sporo zmian. Są wzloty, ale jeszcze częściej gwałtowne pikowania.

Piotr Sarzyński
11.03.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną