Przemoc na UW. To nie koniec sprawy dziekana Przastka. Na uczelni wciąż huczy
Sprawa dziekana Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych UW Daniela Przastka wybuchła kilka tygodni temu po publikacji reportażu na portalu Gazeta.pl, zawierającego szokujące historie opowiedziane przez bohaterów tych zdarzeń pod nazwiskami. To m.in. zgłaszane przez studentów i pracowników seksistowskie uwagi, ale też mobbing i molestowanie, których miał doświadczyć były już pracownik wydziału.
Presja i łamanie kręgosłupów
Po raz pierwszy jednak dr hab. Daniel Przastek stał się bohaterem doniesień medialnych wiosną 2024 r. Ubiegał się wtedy o reelekcję w wyborach dziekańskich. Media opisały zarzuty, jakie mu postawiono – plagiatu i przemocowego zachowania wobec współpracowników. Ten pierwszy komisja powołana przez rektora Alozjego Nowaka odrzuciła, do oceny tych drugich wyznaczono ombudsman UW dr Annę Cybulko. Efektem był wniosek do rektora o „podjęcie natychmiastowych działań, w szczególności wszczęcie postępowania wyjaśniającego i dyscyplinarnego wobec dziekana”. Alarmowała też uniwersytecka „Solidarność”.
Kiedy sprawa stała się głośna, na wydziale zorganizowano swoistą akcję lojalnościową, rozsyłając list otwarty w obronie dziekana Przastka i zachęcając do jego podpisania. Część osób, która dostała ten list, dzisiaj mówi wprost o presji i łamaniu kręgosłupów – wszyscy adresaci widzieli, kto list podpisał, a kto nie. W piśmie do rektora Nowaka znalazły się słowa: „Wyrażamy swój głęboki sprzeciw wobec sytuacji, w której anonimowe donosy, jak również medialna nagonka, wpływają na decyzje podejmowane przez organa uniwersyteckie.