Wychowany w tradycyjnej rodzinie katolickiej prezydent Andrzej Duda gładko wpasował się w przekaz obozu Jarosława Kaczyńskiego na temat Kościoła.
Polak katolik, obrońca dobrego imienia
Wkrótce po objęciu najwyższego urzędu, w kwietniu 2016 r., wygłosił przemówienie przed parlamentem z okazji rocznicy chrztu Polski. Przytoczył słowa Jana Pawła II, że „bez Chrystusa nie można zrozumieć dziejów Polski”. Przypomniał kościelne obchody tysiąclecia chrztu zorganizowane przez prymasa kardynała Stefana Wyszyńskiego. Mówił o „nierozerwalnym związku polskości z jej chrześcijańskimi korzeniami”. Wyraził nadzieję, że Polska jest i pozostanie wierna chrześcijańskiemu dziedzictwu, bo to „wypróbowany, mocny fundament dla przyszłości”.
Nowy prezydent przedstawił się w tym przemówieniu jako Polak katolik, ale niekonfrontacyjny względem tych polskich obywateli, którzy mają inne przekonania religijne lub nie utożsamiają się z żadną konfesją. Naturalnie katolicyzm niejedno ma imię. Nie tylko w szerokim świecie, ale i u nas. Nic nie wskazuje, by linia ważnych katolickich środowisk „Tygodnika Powszechnego”, „Znaku” czy „Więzi” była bliska Dudzie. Jego punktem odniesienia są raczej media radiomaryjne, choć chętnie odwołuje się do nauk św. Jana Pawła II, który poparł akcesję Polski do Unii Europejskiej, ideę ekumeniczną, dialog między religiami i pojednanie polsko-żydowskie.
Na tym polu – relacji z Żydami, „starszymi braćmi w wierze” – prezydent Duda rzeczywiście starał się trzymać linii papieża Wojtyły i II Soboru Watykańskiego. W kwietniu bieżącego roku podczas Marszu Żywych w obozie Auschwitz i w obecności prezydenta Izraela mówił: „nigdy więcej nienawiści, szowinizmu, antysemityzmu”.