Tragedia w Krakowie to krzyk o opamiętanie. Kiedy zaczniemy chronić tych, którzy nas ratują?
I to nie jest pojedynczy incydent! To kulminacja narastającej fali agresji, która od pewnego czasu zalewa placówki medyczne, zamieniając szpitale (najczęściej oddziały ratunkowe, izby przyjęć, ale też przychodnie) w pola bitew. Jak długo jeszcze będziemy udawać, że to tylko wyjątki? Czy personel medyczny, nie wyłączając z tej grupy ratowników, ma płacić zdrowiem, a czasem życiem, za system, który nie potrafi ich chronić?
Czytaj także: Oleśnica, najbardziej hejtowany szpital w kraju. Dr Jagielska mówi o tysiącach gróźb, w tym śmierci
Nasilenie agresji wobec personelu medycznego
Pacjenci, sfrustrowani długimi kolejkami, niedofinansowaniem ochrony zdrowia i chaosem organizacyjnym, coraz częściej przekraczają granice. Agresja słowna, wyzwiska i groźby są na porządku dziennym, jak można usłyszeć od lekarzy, pielęgniarek oraz zespołów ratownictwa medycznego. Coraz częściej dochodzi do rękoczynów, a nawet, jak dziś, do morderstw. Trzy miesiące temu w Siedlcach został śmiertelnie ugodzony nożem przez pijanego mężczyznę ratownik medyczny.
Jak wynika z badań przeprowadzonych przez Naczelną Radę Pielęgniarek i Położnych, w których uczestniczyło 817 respondentek, doświadczenie agresji podczas wykonywania pracy potwierdziło aż 768 badanych. W badaniu przeprowadzonym przez K. Szwamel i L. Sochacką (podaję za artykułem A. Gałęskiej-Śliwki, opublikowanym w periodyku „Prokuratura i Prawo” w 2024 r.) 48 proc. pielęgniarek i położnych wskazało, że zachowania agresywne zdarzają się w ich pracy kilka razy w tygodniu, a 14 proc. miało z nimi do czynienia na każdym dyżurze. Już 15 lat temu Naczelna Izba Pielęgniarek i Położnych oraz Naczelna Izba Lekarska i utworzyły system „Monitorowanie agresji w ochronie zdrowia” (MAWOZ), który miał umożliwić personelowi zgłaszanie przypadków agresji w miejscach pracy. Nie zdał jednak egzaminu, ponieważ – jak wskazuje A. Gałęska-Śliwka we wspomnianym artykule – zaledwie 0,4 proc. pytanych medyków deklaruje, że przypadek agresji zdecydowało się zgłosić do tego systemu! A jednocześnie 60 proc. potwierdza wzrost ich liczby w ostatnich pięciu latach. Najświeższy sondaż Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych, z lutego tego roku, to potwierdza: aż 78 proc. pielęgniarek i położnych było ofiarami agresji w miejscu pracy, a prawie 98 proc. świadkami takich zachowań.
Jak przejawia się taka agresja? Z danych ankietowych wynika, że dominuje napaść słowna (w 91 proc. przypadków), psychiczna (50 proc.), a te nieraz przekształcają się w przemoc fizyczną (47 proc.).
Retoryka nienawiści: przemocy winni są politycy
Za tę eskalację ponoszą odpowiedzialność nie tylko sfrustrowani pacjenci, ale też politycy, którzy podsycają nienawiść i podziały. Postacie takie jak Grzegorz Braun, z ich retoryką pełną agresji i dezinformacji, rzucają iskry na i tak już łatwopalny grunt. Kiedy polityk publicznie podważa autorytet nauki, medycyny i standardów, jakich musi przestrzegać lekarz, daje przyzwolenie na przemoc. To nie przypadek, że ataki na medyków nasiliły się w czasach, gdy polityczne narracje gloryfikują bunt przeciw „systemowi” – także temu, który ratuje życie. Ministra zdrowia Izabela Leszczyna słusznie nazwała dzisiejszy atak „barbarzyństwem”, ale gdzie są konkrety, by to barbarzyństwo zatrzymać?
Co możemy zrobić? Szpitale to nie lotniska, nie wprowadzimy tu wykrywaczy metalu na każdym rogu ani uzbrojonych strażników w gabinetach – to absurd, który zamieniłby placówki medyczne w fortece. Ale prewencja jest możliwa i konieczna. Po pierwsze, szpitale potrzebują lepszych systemów bezpieczeństwa: monitoringu, przycisków alarmowych, szkoleń z radzenia sobie w sytuacjach kryzysowych. Po drugie, prawo musi być bezwzględne – ataki na personel medyczny powinny być karane z całą surowością, a nie umarzane z powodu „niskiej szkodliwości społecznej”, jak to często się działo do tej pory i nadal dzieje, nie tylko w przypadku poszkodowanych ratowników medycznych.
Czas powiedzieć: dość!
Ale najważniejsze to zmiana systemowa. Niedofinansowanie służby zdrowia, przepracowany personel i frustracja pacjentów to mieszanka wybuchowa. Może warto też przypomnieć naszemu społeczeństwu, że lekarz to nie wróg, a te karygodne sceny, jakie odgrywał niedawno poseł Braun w szpitalu w Oleśnicy wobec dr Gizeli Jagielskiej, zarzucając jej popełnianie morderstw, spotkają się z szybką i surową karą.
Politycy muszą przestać składać puste kondolencje i wziąć odpowiedzialność za system, który popycha ludzi do desperacji. Dziś płaczemy nad lekarzem z Krakowa, jutro możemy płakać nad kolejnym. To nie jest problem jednostek – to kryzys w o wiele większej skali. Jeśli nie powstrzymamy tej fali nienawiści, szpitale staną się miejscem strachu, a nie nadziei. Dlatego czas powiedzieć: dość!