Tragedia w Krakowie to krzyk o opamiętanie. Kiedy zaczniemy chronić tych, którzy nas ratują?
I to nie jest pojedynczy incydent! To kulminacja narastającej fali agresji, która od pewnego czasu zalewa placówki medyczne, zamieniając szpitale (najczęściej oddziały ratunkowe, izby przyjęć, ale też przychodnie) w pola bitew. Jak długo jeszcze będziemy udawać, że to tylko wyjątki? Czy personel medyczny, nie wyłączając z tej grupy ratowników, ma płacić zdrowiem, a czasem życiem, za system, który nie potrafi ich chronić?
Czytaj także: Oleśnica, najbardziej hejtowany szpital w kraju. Dr Jagielska mówi o tysiącach gróźb, w tym śmierci
Nasilenie agresji wobec personelu medycznego
Pacjenci, sfrustrowani długimi kolejkami, niedofinansowaniem ochrony zdrowia i chaosem organizacyjnym, coraz częściej przekraczają granice. Agresja słowna, wyzwiska i groźby są na porządku dziennym, jak można usłyszeć od lekarzy, pielęgniarek oraz zespołów ratownictwa medycznego. Coraz częściej dochodzi do rękoczynów, a nawet, jak dziś, do morderstw. Trzy miesiące temu w Siedlcach został śmiertelnie ugodzony nożem przez pijanego mężczyznę ratownik medyczny.
Jak wynika z badań przeprowadzonych przez Naczelną Radę Pielęgniarek i Położnych, w których uczestniczyło 817 respondentek, doświadczenie agresji podczas wykonywania pracy potwierdziło aż 768 badanych. W badaniu przeprowadzonym przez K. Szwamel i L. Sochacką (podaję za artykułem A. Gałęskiej-Śliwki, opublikowanym w periodyku „Prokuratura i Prawo” w 2024 r.