Wielka przesiadka. Do tych metropolii z Polski nie dolecimy. Braki są poważne
Letnie miesiące to, przynajmniej w teorii, czas podróży. Można się wtedy dobitnie przekonać, że siatka połączeń z Polski idealna nie jest. Do wielu odległych miejsc trzeba lecieć z międzylądowaniem, a wcale nie chodzi o jakieś nadmiernie egzotyczne miejsca czy tropikalne wyspy. O dziwo chodzi o wielkie międzynarodowe lotniska. Wyjaśnijmy, że nie mówimy o lotach czarterowych organizowanych przez biura podróży, a regularnych połączeniach realizowanych codziennie bądź kilka razy w tygodniu.
Czytaj też: Sezon na prognozy. Jakie będzie lato? Tego nie wie nawet AI
Pięć lat opóźnienia
Jedno z większych zdziwień to brak bezpośredniego połączenia z Waszyngtonem. Wydawać by się mogło, że stolice Polski i USA na pewno są ze sobą połączone. Wszak to nasz największy sojusznik. Nic bardziej mylnego, trzeba lecieć z przesiadką. Połączenie realizowane przez LOT z Chopina na międzynarodowe lotnisko Waszyngton-Dulles miało się pojawić w połowie 2020 r. Plany uziemił koronawirus.
Minęło pięć lat, bezpośrednich lotów, jak nie było, tak nie ma. Brak tej, z polskiego punktu widzenia, newralgicznej trasy jest mocno zastanawiający. Waszyngton to z jednej strony stolica USA, ale jednocześnie siedziba wielu instytucji międzynarodowych, na czele z Bankiem Światowym i MFW.
Pandemia uziemiła jeszcze jeden amerykański kierunek: bezpośredni rejs z Warszawy do San Francisco. Byłby to drugi kierunek na Zachodnim Wybrzeżu i w samej Kalifornii po Los Angeles. Pierwszy samolot na tej trasie nigdy nie wystartował. Dolina Krzemowa musi poczekać.
Czytaj też: