Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Edukacja zdrowotna: trzeba się wypisać, a nie zapisać. Taka zasadzka nie zadziała

Edukacja zdrowotna Edukacja zdrowotna Jakub Orzechowski / Agencja Wyborcza.pl
Barbara Nowacka postanowiła dać przeciwnikom edukacji zdrowotnej prztyczka w nos i umieściła ją w środku planu. Co jest oczywiście ukrytą formą zniechęcania do wypisania się z tego przedmiotu. Tylko czy skuteczną?

Barbara Nowacka robi wszystko, aby edukacja zdrowotna była przedmiotem obowiązkowym. Będzie takim dla uczniów, którzy nie zdążą w terminie złożyć pisemnego oświadczenia o rezygnacji (za osoby niepełnoletnie muszą zrobić to rodzice). Mają na to czas do 25 września, potem klamka zapadnie.

Rodzic może przegapić

Edukacja zdrowotna pierwotnie została zaplanowana jako przedmiot obowiązkowy, co wywołało tak wielki sprzeciw w środowiskach ultrakatolickich, że premier zadecydował inaczej. Rodzice mają prawo wybrać, czy chcą takiej edukacji dla dziecka. Wiele osób może nie chcieć, gdyż PiS przypiął przedmiotowi łatkę demoralizującą i seksualizującą. Za grzech śmiertelny uznał też fakt, iż edukacja zdrowotna zastępuje hołubioną przez tę partię wiedzę do życia w rodzinie. Decyzja Donalda Tuska miała zakończyć wojnę polsko-polską o edukację zdrowotną. Skoro jest tylko dla chętnych, nie ma o co walczyć. Musiało to jednak zaboleć urzędników resortu oświaty, gdyż sabotują decyzję premiera.

MEN zaczął rzucać ludziom kłody pod nogi. Niby przedmiot jest nieobowiązkowy, ale wszyscy uczniowie – inaczej niż w przypadku innych przedmiotów do wyboru – są na niego zapisywani z góry. Dyrektor o nic nie pyta, tylko wciąga każdego na listę. Ustawodawca założył, że wszyscy chcą, więc 1 września każdy uczeń (dotyczy klas IV–VIII, a w ponadpodstawowych I–III) będzie mieć ten przedmiot w planie.

Reklama