Uczniowie się boją. Szkoły nie wiedzą, co robić w razie ataku dronów. Ktoś ma pomysł?
Wtargnięcie rosyjskich dronów do Polski zbiegło się w czasie z próbnym alarmem przeciwpożarowym w mojej szkole. Młodzież żartowała, że będziemy ćwiczyli ustawianie się przed budynkiem, aby drony łatwiej mogły w nas trafić.
Na tym bowiem polegają ćwiczenia w ratowaniu życia, że na trzykrotny dźwięk dzwonka błyskawicznie wychodzimy ze szkoły i ustawiamy się wszyscy razem na pobliskim skwerku. Nauczyciele sprawdzają obecność i ustalają, czy nikogo nie brakuje. Kto został w szkole, musi wyjść i dołączyć do grupy. Teraz takie ćwiczenia wyglądałyby na totalny idiotyzm. Jeden wystrzał i zostanie po nas mokra plama.
Ćwiczenia zostały odwołane, jednak uczniom nie zaproponowano niczego innego. Nikt w szkole nie ma pojęcia, co należy robić, gdyby został ogłoszony alarm przeciwdronowy. Na pewno nie wyprowadzamy uczniów przed szkołę i nie ustawiamy ich na skwerku, a przecież tylko to potrafimy robić.
Nauczono nas, że niebezpiecznie jest w budynku, natomiast poza nim nic nam już nie grozi. Wbijaliśmy więc uczniom do głowy, iż najbezpieczniej jest na skwerku pod gołym niebem. Uczyliśmy, że za wszelką cenę mają tam dotrzeć. Teraz trzeba ich będzie tego oduczyć.
Atak dronów: co robić?
Jeden z rosyjskich dronów doleciał aż do województwa łódzkiego.