O tym, że będą to najbardziej rozpolitykowane i kontrowersyjne mistrzostwa świata w historii, napisano już mnóstwo. Podobnie jak o skali korupcji (17 z 22 członków komitetu wykonawczego FIFA już skazano za protekcję lub toczą się w ich sprawach postępowania), katarskim reżimie, który karze chłostą za seks pozamałżeński, a homoseksualność uważa za defekt mózgu. Ale turniej trwa. I zaczął się boleśnie dla gospodarzy: reprezentacja tworzona od lat niczym korporacyjny projekt, obudowana zagranicznymi ekspertami wynagradzanymi workami złota, zagrała na poziomie wstydliwym dla rangi mistrzostw świata. 0:2 z Ekwadorem to najniższy wymiar kary, a jeszcze bardziej przygnębiająco niż na boisku było na trybunach. Katarczyków (a nie pracujących tu ponad 2 mln imigrantów, głównie z Azji Południowo-Wschodniej) piłka nie interesuje, wielu z nich wyszło ze stadionu po pierwszej połowie. Końcówkę meczu dogrywano przy prawie pustym obiekcie – na mundialu to nie do pomyślenia.
Czytaj też: Dęta piłka, wielka gra pozorów. I Zachód to pochwala?
Cichy protest irańskich piłkarzy
Pierwszego dnia obyło się jeszcze bez większych kontrowersji. A dziś Anglicy, poważny pretendent do zwycięstwa, wyszli na boisko zagrać z Iranem. Piłkarze tej drugiej drużyny przyłączyli się kilka tygodni temu do protestów po śmierci Mahsy Amini, 22-letniej dziewczyny najpewniej zabitej po zatrzymaniu przez policję ds. moralności. Choć władze Islamskiej Republiki Iranu grożą za to karą więzienia, sankcjami, zabraniem paszportu i innymi sankcjami z repertuaru teokratycznych dyktatur rodem z minionych stuleci, piłkarze – co przyjęto ze zdziwieniem – nie ugięli się i nie wycofali. Oni akurat do stracenia mają bardzo dużo, zabranie im paszportu uniemożliwiłoby im powrót do Europy i dokończenie sezonu w klubach, a co za tym idzie, zahamowałoby ich kariery, może nawet przedwcześnie je zakończyło.
Tymczasem napastnik i największa gwiazda zespołu Sardar Azmoun z niemieckiego Bayeru Leverkusen napisał na Instagramie, że nie boi się wykluczenia z kadry; jego koledzy już w Katarze mówili na konferencjach prasowych, że „są duchem z protestującymi na ulicach irańskich miast”. Irańczycy zapowiedzieli, że będą manifestować po swojemu i w ciasnych ramach, które wyznaczyła FIFA. Ale oczy świata są skierowane na Harry’ego Kane’a, angielskiego napastnika. A dokładnie na jego ramię i opaskę kapitańską, o którą wybuchł już spór iście międzynarodowy.
Czytaj też: Sportowcy przeciw homofobii
Żółta kartka za tęczową opaskę
W normalnych okolicznościach opaski są ujednolicone. To żadna fanaberia, tak jest wszędzie: w krajowych ligach i na mundialach. FIFA przygotowała opaski na te mistrzostwa, jednak szereg ważnych reprezentacji – w tym Anglia, Niemcy i Holandia – zapowiedziało, że w ramach protestu przeciw sytuacji w Katarze wystąpi z opaskami „One Love”. Nadrukowane jest na nich serce w kolorach tęczy, wyraz poparcia dla ruchu LGBT+.
Już wcześniej FIFA groziła konsekwencjami za manifestowanie poglądów politycznych w czasie mundialu, jednak Europejczycy zdawali się twardo obstawać przy swoim. Dla społeczności LGBT+ to było światło w ciemności, jaką jest katarski turniej. Zakładać te opaski miał przecież nie byle kto. Harry Kane, głośno wymieniany w gronie faworytów do tytułu króla strzelców. Manuel Neuer, chodząca legenda niemieckiego futbolu. Virgil Van Dijk, kapitan Holendrów, jeden z najlepszych obrońców świata.
I wszystko wskazuje na to, że nic z tego nie będzie. Światowa federacja po raz kolejny rozwinęła dywan przed katarskim reżimem. W niedzielę poinformowała graczy, że za użycie własnych (czyli tęczowych) opasek będzie grozić kara. Na początek żółta kartka przy wejściu na boisko. To wystarczyło, by wystraszyć piłkarzy. Pierwszy wyłamał się Van Dijk, który stwierdził, że „rozpoczynanie meczu z żółtą kartką na koncie nie napawa entuzjazmem”. Trudno mu się dziwić, jest obrońcą. Holandia turniej rozpocznie z Senegalem, dojdzie na pewno do całej masy pojedynków. Ryzyko drugiej żółtej kartki, a przez to czerwonej i opuszczenia boiska przed czasem, jest u Dijka najwyższe spośród ze znanych kapitanów. Na luksus kartki na start mógłby sobie pozwolić tylko Neuer, bramkarz, ale i tak zrobiłby to pewnie raz – kartki się przecież sumują, wykluczyłby się z gry w kolejnych meczach, osłabiłby drużynę tak siak.
Katar 2022. Europa zamyka oczy
Chwilę po słowach kapitana Holendrów drużyny, które miały nosić opaskę „One Love”, wydały wspólny komunikat. Stwierdziły, że są wprawdzie mocno sfrustrowane decyzją FIFA, ale nie pozostawia im pola do interpretacji. Gdyby chodziło o kary finansowe – żaden problem. Ale nie możemy narażać graczy na wyrzucenie z boiska. Ostatecznie groźba odniosła skutek – Harry Kane wyszedł na boisko w oficjalnej opasce z napisem „no discrimination”. Europa przyznała, że jej obywatelskie nieposłuszeństwo w obronie liberalnych ideałów ma granice.
W całym tym groteskowym i niestety przewidywalnym sporze martwi nie tylko europejska bierność, ale i nieprzejednana służalczość FIFA wobec katarskiej satrapii. Co prawda regulamin mundialu jasno zakazuje protestów politycznych, ale przecież w rozgrywkach międzynarodowych piłkarze z opaskami „One Love” grają od lat. W czasie ubiegłorocznych (przełożonych z powodu pandemii) mistrzostw Europy Manuel Neuer poszedł jeszcze dalej, bo grał w opasce, która była po prostu tęczową flagą. Zero grafik, designu, tylko tęcza. Gdy władze Monachium na mecz Niemców z Węgrami, najbardziej homofobicznym krajem na turnieju, chciały rozświetlić stadion na tęczowo, UEFA im nie pozwoliła. Efekt był odwrotny do zamierzonego, niemieccy fani na trybuny weszli cali na tęczowo.
W Katarze tak nie będzie, ostatnia nadzieja na protest zgasła pierwszego dnia turnieju. A nawet wcześniej. Doskonałym przykładem jest stanowisko kapitana Francuzów Hugo Llorisa. Jest bramkarzem, też mógłby raz opaskę założyć. Ale już przed mundialem powiedział, że „turniej odbywa się w Katarze i trzeba szanować miejscowe zasady”. Innymi słowy, nie przeszkadza nam kara chłosty za męsko-męski pocałunek, przyjechaliśmy grać w piłkę, na resztę będziemy ślepi.
Francuzi już wygrali ten mundial
Postawa Llorisa nikogo chyba nie zdziwiła, Francuzi od lat odgrywają rolę asymilatora katarskich pieniędzy w europejskiej piłce. Najlepszy klub nad Sekwaną Paris Saint Germain należy do Qatar Sports Investments, w praktyce do katarskiego reżimu. Prezesem klubu jest Nasser al-Khelaifi, blisko związany z katarskimi władzami, jednocześnie szefujący stacji beIN Sports pokazującej mecze Ligi Mistrzów i wpływowa postać w strukturach UEFA. Katarczycy w Paryżu zbudowali klub obrzydliwie bogaty, wobec którego nie stosuje się zasad obowiązujących inne drużyny, przy okazji wykupili też połowę francuskiej stolicy, na czele z kabaretem Lido.
Najpierw negocjował z nimi Nicolas Sarkozy, dobre relacje utrzymywał François Hollande, Emmanuelowi Macronowi Katarczycy też specjalnie nie przeszkadzają. Osobiście angażował się w sprawy klubu, przekonując gwiazdę PSG i kadry Kyliana Mbappé, by nie porzucał kraju na rzecz Realu Madryt. A reżim się odwdzięcza, robiąc z Francją lukratywne interesy. Jeszcze za Hollande’a, w 2013 r., Katarczycy kupili od Francuzów 24 myśliwce Rafale, w 2015 dołożyli kolejne 12. Pod rządami Macrona zapewnili sobie opcję zakupu jeszcze 36. Wartość pierwszej transakcji: 6,3 mld euro. Drugiej – 1,1 mld. Do tego dochodzi kontrakt z Airbusem: 50 samolotów A321 dla Quatar Airways za 5,5 mld euro oraz 3 mld dla francuskich spółek zajmujących się konserwacją metra w Dosze. Jakby nie liczyć, Francuzi na mundialu już wygrali.
Czytaj też: Najbardziej osobliwy stadion zniknie tuż po mundialu
Nie ma alkoholu, nie ma kibicowania
Lloris i podobni piłkarscy konformiści też zajmują stanowisko polityczne, choć pewnie nieświadomie. Decyzję FIFA chwalą europejskie środowiska konserwatywne. Na Facebooku pozytywnie o zakazie noszenia tęczowych opasek wyraziła się organizacja Traditional Britain Group, której gościem na corocznej konferencji był kilka lat temu m.in. Krzysztof Bosak. Co ciekawe, użyła tej samej argumentacji co Lloris: ich kraj, ich prawo. To zapewne pierwszy przypadek, gdy ultrakonserwatyści zgadzają się z muzułmańskimi autokratami. Pod tym względem mundial w Katarze jest już więc naprawdę historyczny.
Z organizowania go w kraju bez piłkarskich tradycji i normami odbiegającymi radykalnie od europejskich może wyniknąć jednak coś dobrego. Przyzwyczailiśmy się bowiem, że doniesienia organizacji pozarządowych o śmierci robotników, prześladowaniach osób homoseksualnych i nieludzkich warunkach bytowych niespecjalnie Europejczyków ruszają. Dzieje się to gdzieś w odległym kraju, którego raczej nie zobaczą na oczy.
Katarski reżim zamachnął się jednak na coś więcej. Zabrał Europie integralny element życia publicznego: to będzie sport bez alkoholu i tak naprawdę bez realnego kibicowania. Mundial w listopadzie, kiedy nie sposób cieszyć się nim wspólnie ze znajomymi. Hiszpanom Katarczycy zarekwirowali nawet zapasy szynki Serrano. Wreszcie Europejczycy mogą poczuć, czym naprawdę są takie kraje jak Katar. Może do nich dotrze, że sami wyhodowali pod bokiem dyktatury, które będzie coraz trudniej kontrolować.