Ten mecz był pułapką dla naszej reprezentacji. Chodziło w nim o jedno, czyli o 3 pkt w eliminacjach Euro 2024. Wszyscy przyjmowali sukces za pewnik. Każda strata punktów byłaby klęską i zaprzepaszczeniem pozytywnego klimatu stworzonego skromnym i towarzyskim, ale zwycięskim 1:0 z Niemcami.
Czytaj też: Polska po Katarze. Jaki jest ten nasz futbolowy miś?
W pierwszej połowie Mołdawianie mogli niewiele
Wszelkie statystyki przemawiały za Polską. Z drugiej strony to tu, w Kiszyniowie, nasi czescy pogromcy z pierwszej kolejki eliminacji w marcu stracili punkty po remisie z gospodarzami. We wtorkowy wieczór Mołdawia poszła jeszcze dalej. Osiągnęła chyba największy sukces w historii kosztem kompromitacji podopiecznych Fernando Santosa.
Apel selekcjonera o koncentrację był jak najbardziej na miejscu. Z jednej strony teoretycznie słabeusz jako przeciwnik, z drugiej strony wakacje na horyzoncie. Tymczasem kolejne punkty w tabeli są niezbędne, by nie zaczęło robić się nerwowo, a nawet bardzo nerwowo.
I na początku nie było, bo nie musieliśmy zbyt długo czekać na pierwszego gola. W 12. minucie po rzucie rożnym i sporym zamieszaniu w polu karnym gospodarzy Robert Lewandowski podał piłkę głową do Arkadiusza Milika, a ten przepchnął ją za linię bramkową. To nie była najefektowniejsza akcja obu napastników w historii, ale liczył się efekt. W kolejnych minutach widać było, że Lewandowski z Milikiem dobrze się czują obok siebie. Najlepszym tego dowodem była ich błyskotliwa akcja i potężna bomba Lewandowskiego w 33.