Przemotywowana Iga Świątek? Mniej niż porażki martwi ich styl. Teraz WTA Finals
Nie jest łatwo napisać, że Iga Świątek w pojedynku z Jasmine Paolini nie miała nic do powiedzenia. W ćwierćfinale WTA 1000 w chińskim Wuhanie nie stać jej było na więcej niż trzy gemy. Wynik 0:2 (1:6, 2:6) dobrze oddaje przebieg wydarzeń na korcie. Stanowczo za szybko to poszło.
Tym samym Polka, druga rakieta świata, ma przed sobą tylko zmagania najlepszej ósemki sezonu w WTA Finals. Zawody odbędą się w Rijadzie od 1 do 8 listopada.
Przemotywowana Iga
Najwięksi optymiści przed koreańsko-chińskim cyklem liczyli nawet na dogonienie i prześcignięcie Aryny Sabalenki. Portalowe tytuły podkręcały atmosferę, choć to było możliwe tylko teoretycznie. Pisaliśmy, że Iga musiałaby zdobyć wszystkie trzy trofea, a Aryna Sabalenka szybko odpaść w Wuhanie (bo wcześniejsze zawody sobie odpuściła). Ani jeden z tych warunków nie został spełniony.
Na początku w Seulu poszło jeszcze świetnie, bo Świątek okazała się najlepsza w tej „pięćsetce”. Ale w finale z Jekatieriną Aleksandrową potrzebowała trzech setów, bo w pierwszym było 6:1 dla Rosjanki. Warto zwrócić uwagę na ten wynik, bo okazuje się, że nie jest to już wielka rzadkość. Wcześniej w Madrycie było przecież 1:6 i 1:6 z Coco Gauff.
Po przenosinach do Pekinu było znacznie gorzej. W jednej ósmej finału solidna, ale przecież nie błyskotliwa Emma Navarro sprawiła, że w decydującym trzecim secie nasza mistrzyni musiała przełknąć gorycz porażki do zera. W Wuhanie to uczucie dopadło ją rundę dalej po zaledwie trzech, wspomnianych wyżej, wygranych gemach.