Mundial w skali MAGA
Mundial w skali MAGA: pierwszy taki. Gospodarzy będzie trzech, ale warunki dyktuje Trump
Po katarskim mundialu w 2022 r. przeniesionym przymusowo na listopad i grudzień najważniejsza impreza piłkarska świata wraca do normalności. Przynajmniej jeśli chodzi o usytuowanie jej w futbolowym kalendarzu, mniej więcej w połowie roku. I to by było na tyle, jeśli chodzi o mundialową tradycję. Do mistrzostw wkracza bowiem na dobre gigantomania.
Nie kopać się z FIFA
Po raz pierwszy turniej będzie mieć aż trzech gospodarzy (Stany Zjednoczone, Meksyk i Kanadę), co czyni go mundialem kontynentalnym, rozpiętym w trzech strefach czasowych i jednocześnie niewdzięcznym dla europejskiego kibica, bo niektóre mecze będą się zaczynać w środku nocy naszego czasu. Do 48 wzrosła liczba uczestników, namnożyło się meczów (z 64 do 104) i trzeba było dołożyć kolejną rundę fazy pucharowej, więc zespoły walczące o medale będą musiały rozegrać osiem, a nie jak do tej pory siedem spotkań. Do fazy pucharowej przepustkę daje nawet trzecie miejsce w grupie. Grup jest aż dwanaście, a zakwalifikuje się osiem najlepszych „trzeciomiejscowych” zespołów. Trzeba się więc naprawdę postarać, żeby odpaść; do dalszej gry może wystarczyć nawet jedno zwycięstwo.
Tak w praktyce wygląda mundialowa rewolucja, efekt strategii prezydenta FIFA Gianniego Infantino. Na wizerunkowe potrzeby dorabia się tezę o egalitaryzmie – mundial to święto futbolu, nie powinien być zastrzeżony dla wąskiego grona najlepszych. FIFA jest demokracją absolutną, podczas wyborów każdy głos przedstawicieli krajowych federacji waży tyle samo, więc kraje karaibskie, nic w futbolu nieznaczące, mają tu więcej do powiedzenia niż Ameryka Południowa. Infantino doskonale wie, jak w tych okolicznościach uprawiać politykę i budować sojusze. Inna sprawa, że w 2023 r. został wybrany na drugą kadencję przez aklamację.