Orędzie niby koncentrowało się na sprawach wewnętrznych, zwłaszcza gospodarczych. Rosyjski przywódca mówił, jak jego kraj ma sobie poradzić z obecnymi trudnościami na tym polu. Dążąc do większej samodzielności i niezależności, a więc czegoś w rodzaju autarkii. Dla polityki zagranicznej oznacza to wzmocnienie kursu konfrontacyjnego. Jeśli chodzi o jej cele i metody, Putin użył twardego języka. Krym jest dla Rosji tym, czym jerozolimskie Wzgórze Świątynne dla żydów i muzułmanów. Sprawa jego przynależności do Rosji jest zamknięta na zawsze. Armia rosyjska jest nowoczesna i zdolna do boju, a do „obrony wolności” nie zabraknie Rosjanom siły, woli i męstwa.
W podobny ton Władimir Putin uderzał na posiedzeniu Klubu Wałdajskiego – dorocznego międzynarodowego spotkania ekspertów zajmujących się Rosją. 108 historykom i politologom z 26 krajów tłumaczył, że na dziejowych rozdrożach zmiany są wymuszane jeśli nie przez wielkie wojny, to przynajmniej przez serie gwałtownych konfliktów regionalnych. Obecny system bezpieczeństwa jest zdeformowany. Zwycięzcy drugiej wojny światowej szanowali się nawzajem. Stworzyli system, który nie rozwiązywał wszystkich problemów, ale utrzymywał je pod kontrolą. Należałoby go poddać rozsądnej rekonstrukcji, ale USA uznały się za zwycięzcę zimnej wojny i zachowują się niczym nuworysze, którzy nie potrafią korzystać ze swego bogactwa. Amerykański nihilizm prawny zastąpił prawo międzynarodowe samowolą, uzasadnianą przez zakłamane zachodnie media. Pojęcie narodowej suwerenności zmieniają one w lojalność wobec amerykańskiego centrum władzy, które nie trzyma się żadnych reguł, a nawet inwigiluje swoich sojuszników.
Ameryka w latach 80. wspierała talibów w Afganistanie, by przerzucić terror do ZSRR, a skończyło się to atakiem Al-Kaidy na USA 11 września 2001 r.