Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Robert Fico, kiedyś niebezpieczny populista, stał się wzorowym Europejczykiem. A to dzięki Kaczyńskiemu

Robert Fico w czasie spotkania z Angelą Merkel Robert Fico w czasie spotkania z Angelą Merkel Robert Fico / Facebook
Tak bowiem w praktyce wygląda wybór w Europie Środkowej: albo Zachód, albo coś bliżej nieokreślonego, niepewnego, ale raczej niebudzącego zaufania pod żadnym względem, od polityki po gospodarkę.

„Jestem żywo zainteresowany współpracą w ramach Grupy Wyszehradzkiej, ale żywotny interes Słowacji to Unia Europejska. Fundamentem mojej polityki jest zbliżenie do rdzenia Unii Europejskiej, do Francji, do Niemiec” – taką deklaracją premier Słowacji Robert Fico odpowiedział wszystkim, którzy mieli wątpliwości, czy jego kraj choćby zastanowi się nad warszawskimi wizjami „Międzymorza”.

Fico odpowiedział jednoznacznie, że od nieobliczalnych, antyeuropejskich populistów z Warszawy czy Budapesztu woli Brukselę i Paryż. Tak bowiem w praktyce wygląda wybór w Europie Środkowej: albo Zachód, albo coś bliżej nieokreślonego, niepewnego, ale raczej niebudzącego zaufania pod żadnym względem, od polityki po gospodarkę.

Widać to szczególnie dobrze ze Słowacji – małego kraju na dorobku, rosnącego powoli na współpracy z niemiecką potęgą. Można być nie wiem jakim fantastą, ale jak się jest Słowacją i ma do wyboru albo Berlin, albo Warszawa – to wyboru po prostu nie ma. No bo niby co jesteśmy im w stanie zaoferować w zamian za to, że dla nas zaryzykują konflikt z Zachodem? Godność?

Fico wybrał już wcześniej

Do Fico dotarło, że wobec zapowiedzi szybkiej integracji rdzenia Unii Europejskiej i jego kraj, i on sam stają przed jedyną w swoim rodzaju szansą. Otóż Fico od prawie 10 lat robił za regionalne straszydło. Ubijał gospodarcze interesy z Moskwą, budził demony nacjonalizmu, szczując na Węgrów i Cyganów, otwarcie odmówił udziału w unijnej pomocy dla Grecji.

Reklama