Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Kim ma spotkać się z Trumpem. Czy Koreę czeka przełom?

Karykatura Kim Dzong Una na tegorocznym Karnawale w Kolonii. Karykatura Kim Dzong Una na tegorocznym Karnawale w Kolonii. Marco Verch / Flickr CC by 2.0
Jeszcze w zeszłym roku Kim groził Korei Południowej i Stanom Zjednoczonym wojną jądrową, teraz wysyła milutkie sygnały.

Za miesiąc Kim Dzong Un spotka się z prezydentem Korei Południowej, a za dwa miesiące z prezydentem USA. Jeszcze w zeszłym roku Kim groził obu państwom wojną jądrową, teraz wysyła milutkie sygnały.

Na szczyt z Moonem Jae-inem jest gotów pofatygować się na południową stronę granicy. Obiecuje przez najbliższe tygodnie nie testować rakiet i bomb. Nie domaga się, by wojska południowokoreańskie i amerykańskie zaniechały tradycyjnych wiosennych wspólnych manewrów. W grę wchodzi nawet jego wizyta w Stanach Zjednoczonych. Czy po zeszłorocznej eskalacji podzieloną Koreę czeka przełom?

Czy tym razem Kim dotrzyma słowa?

Jedynie fakty potwierdzą jakość ewentualnego porozumienia, na razie padły tylko zapowiedzi kolejnego odprężenia. Od wojny koreańskiej stosunki obu części podzielonej Korei biegną po sinusoidzie. Raz jest lepiej, raz gorzej, przy czym gorzej oznacza straszenie wojną, a lepiej próbę poszukiwania jakiegoś sposobu, by się jednak nie pozabijać. A przy okazji może zrobić jakieś wspólne interesy, np. w przygranicznej strefie przemysłowej.

Ale ograniczenia ociepleń zawsze były te same: mocarstwa pilnowały, by na Półwyspie Koreańskim utrzymywała się równowaga sił, do tego reżim na Północy nie chciał się rozbroić, a Południe było zainteresowane stacjonowaniem u siebie tysięcy żołnierzy amerykańskich i domagało się Północy pozbycia się arsenału jądrowego.

Ograniczenia pozostają w mocy. Stąd nie zmienia się przekonanie, że przyjdzie moment, gdy Kim okaże się wiarołomcą, tak jak mieli w zwyczaju jego dziadek i ojciec, którzy wcześniej, rządząc w Pjongjangu, regularnie nie dotrzymywali umów z Południem.

Reklama