Decyzja Donalda Trumpa oznacza realizację kursu polityki zagranicznej, który prezydent zapowiadał w swej kampanii wyborczej pod hasłem „America First” – Ameryka przede wszystkim.
Czytaj także: Syria, najkrwawsza wojna tego stulecia
Ameryka opuszcza Syrię
Trump zatweetował, że dwutysięczny kontyngent powróci do kraju, gdyż „zwyciężyliśmy ISIS w Syrii”, którego pokonanie „było jedynym celem naszej tam obecności”. Tymczasem to zwycięstwo mocno niepełne. Państwo Islamskie straciło wprawdzie 95 proc. swego terytorium, ale wciąż zajmuje niewielki obszar w pobliżu granicy z Irakiem i nadal posiada kilka tysięcy dżihadystów, a razem z siłami w Iraku podobno nawet 30 tys.
Po wycofaniu się Amerykanów z Syrii będą oni mogli umacniać się na swych pozycjach i łatwiej przenikać do Europy Zachodniej i USA, by podkładać tam bomby. Kilkanaście dni temu przewodniczący Kolegium Szefów Sztabów gen. Joseph Dunford powiedział, że amerykańscy wojskowi muszą wyszkolić jeszcze kilka tysięcy miejscowych bojowników z SDF (Syryjskich Sił Demokratycznych), żeby mogli całkowicie zniszczyć siły islamistów. Wyszkolili na razie tylko 20 proc. Dlatego jeszcze niemal w przeddzień wpisu Trumpa przedstawiciele jego administracji zapewniali, że o wycofaniu się z Syrii nie ma mowy. Trump, jak zwykle, zagrał wszystkim na nosie.