Prezydenci Andrzej Duda i Donald Trump podpisali w środę w Waszyngtonie deklarację w sprawie zwiększenia obecności wojskowej USA w Polsce. Liczba amerykańskich żołnierzy ma w najbliższym czasie wzrosnąć z obecnych 4,5 tys. o ok. 1 tys. W ramach współpracy w Polsce powstanie tzw. wysunięte dowództwo dywizyjne USA i centrum szkolenia bojowego w Drawsku Pomorskim, do naszego kraju ma przyjechać też eskadra zwiadowczych dronów, pogłębiona zostanie współpraca sił specjalnych oraz logistyczna.
Nie tylko żołnierze
Polska zadeklarowała, że chce kupić od Amerykanów 32 samoloty wielozadaniowe F-35, a z kwestii pozamilitarnych – mamy zwiększyć zakupy gazu. Być może uda się dokończyć załatwianie kwestii, która kładła się cieniem na wzajemnych relacjach od dziesięcioleci, czyli zniesienia wiz dla Polaków podróżujących za ocean. Polska i USA podpisały też porozumienia dotyczące współpracy przy rozwoju naszej energetyki atomowej oraz zwalczania przestępczości.
Wizyta Dudy w USA ma charakter państwowy, co oznacza, że prezydent tym razem został przyjęty z całą pompą. Nad parami prezydenckimi stojącymi na trawniku Białego Domu przeleciały zamawiane przez nasz rząd samoloty F-35.
Zwiększenie amerykańskiej obecności wojskowej, choć nie jest to zapowiadany przez Dudę „Fort Trump”, jest niewątpliwym sukcesem Polski. To kolejny krok na drodze pogłębiania relacji wojskowych z USA, na której zależało wszystkim rządom po 1989 r. W niespokojnych czasach to także dobra wiadomość dla krajów regionu (szczególnie chwaliły ją państwa bałtyckie, najbardziej zagrożone agresywną polityką Rosji) i dla całego NATO (co podkreślał sekretarz generalny Sojuszu Jens Stoltenberg).