Pierwotny plan Donalda Tuska zakładał, że przywódcy krajów wspólnoty w Radzie Europejskiej już na szczycie w przyszłym tygodniu uzgodnią nominacje na najważniejsze posady w instytucjach Unii. Sęk w tym, że wszelkie personalne układanki muszą zacząć się od uzgodnienia następcy Jeana-Claude’a Junckera, bo stanowisko szefa Komisji Europejskiej uchodzi w Brukseli za najważniejsze. A skoro w tej kwestii wciąż daleko do kompromisu, unijni dyplomaci już spekulują o dodatkowym szczycie UE na przełomie czerwca i lipca. Pesymiści kraczą, że nominacje mogą rozstrzygnąć się dopiero po sierpniowych wakacjach.
Czytaj też: W Europie stare partie atakują, drobnica atakuje
Weber faworytem, ale napotyka opór
Na przewodniczącego Komisji Europejskiej musi się zgodzić zarówno europarlament (większością ponad połowy składu izby), jak i przywódcy unijnych krajów w Radzie Europejskiej (większością 21 z 28 krajów). Między europosłami i Radą Europejską trwa zapoczątkowany przed pięciu laty spór ustrojowy, kto jako pierwszy ma wysuwać kandydaturę.
Jednak niezależnie od tego konfliktu ani europosłowie, ani Rada Europejska na razie nie mają kandydatów, o których mogliby walczyć ze sobą. To radykalna różnica w porównaniu z 2014 r., kiedy już nazajutrz po wyborach większość w Parlamencie Europejskim stanęła murem za Junckerem, który był liderem (spitzenkandidatem) centroprawicowej Europejskiej Partii Ludowej (EPL), przedstawianym w kampanii jako kandydat na szefa Komisji.