Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Czy Trump zafunduje nam wojnę z Iranem?

Donald Trump nie chce wojny i zależy mu tylko na zmuszeniu Iranu sankcjami do rozmów i zawarcia nowego porozumienia. Donald Trump nie chce wojny i zależy mu tylko na zmuszeniu Iranu sankcjami do rozmów i zawarcia nowego porozumienia. Shealah Craighead, The White House / Flickr CC by SA
Zbrojna konfrontacja na pełną skalę z Iranem byłaby o wiele bardziej kosztowna – we wszystkich wymiarach – niż wojna z Irakiem, podczas której zginęło ponad 4 tys. amerykańskich żołnierzy, bo to kraj dużo większy i silniejszy.

Samoloty USA były już w powietrzu, gotowe do zbombardowania radarów i wyrzutni rakietowych w Iranie w odwecie za zestrzelenie w czwartek rano amerykańskiego samolotu bezzałogowego Global Hawk, który prowadził rozpoznanie w pobliżu Iranu, w cieśninie Ormuz. Nie odpaliły jednak rakiet, bo w ostatniej chwili Donald Trump polecił wstrzymać operację. Nie jest na razie jasne, dlaczego i czy nie będzie dalszego ciągu. Możliwe, że rzeczywiście – jak sugerują oparte na przeciekach doniesienia z Białego Domu – przyczyną odwołania akcji były problemy techniczne lub logistyczne. Ale nie można wykluczyć, że od początku tak właśnie miało się stać: przystępujemy do ataku, aby nieprzyjaciel wiedział, że nie żartujemy, żeby go na serio nastraszyć, ale ostatecznie – pod fałszywym pretekstem – nie uderzamy, zdając sobie sprawę, że wojna z Iranem to zbyt wielkie ryzyko.

Czytaj także: Trump na ścieżce konfrontacji z Iranem

Dlaczego Trump odwołał atak na Iran

Na siłowy odwet za zestrzelenie drona – lecącego według Waszyngtonu nad wodami międzynarodowymi, a według Teheranu nad jego wodami terytorialnymi – naciskali podobno sekretarz stanu Mike Pompeo, doradca prezydenta ds. bezpieczeństwa narodowego John Bolton i dyrektorka CIA Gina Haspel. Obiekcje miał departament obrony, gdzie przeważała opinia, że atak grozi rozkręceniem niebezpiecznej spirali konfliktu. Rozkaz odwołania operacji wydał Trump. Jak wskazują jego ostatnie wypowiedzi, w czasie nasilania się napięcia z Iranem, który wcześniej uszkodził płynący przez cieśninę Ormuz tankowiec, prezydent nie ma ochoty na zbrojne starcie z tym krajem.

Jest w trudnej sytuacji, bo z jednej strony uwielbia demonstrować swoje machismo i oddawać ciosem za cios, ale z drugiej – panicznie obawia się wojny, bo obiecał wyborcom, że amerykańscy żołnierze nie będą już ginąć niepotrzebnie, po tylu wojnach, których Ameryka nie zdołała wygrać w ogóle lub definitywnie (Wietnam, Irak, Afganistan), mimo ogromnych strat militarnych, finansowych i politycznych. Dlatego i wobec Iranu Trump – mimo swej wojowniczej retoryki, zerwania umowy nuklearnej i przywrócenia sankcji ekonomicznych – bynajmniej nie zachowuje się jak jastrząb prący do siłowego rozstrzygnięcia.

I chociaż Teheran przyznał, że zestrzelił drona, pytany o to Trump oświadczył: „Trudno uwierzyć, że to było celowe, mógł to być ktoś [sprawca zestrzelenia – TZ], kto był niekontrolowany (loose) i głupi”. Jakby sugerował, że atak na Global Hawka nie był wynikiem decyzji irańskiego rządu, tylko prowokacją jakichś twardogłowych awanturników działających niezależnie. Trump nie chce wojny i zależy mu tylko na zmuszeniu Iranu sankcjami do rozmów i zawarcia nowego porozumienia.

Niektórzy chcą tej wojny

Głosów wzywających do użycia siły jednak nie brakuje; przekonują one prezydenta, że prowokacji Iranu nie można zostawić bezkarnie, bo grozi to – po pobrzękiwaniu szabelką – utratą przez USA wiarygodności i nadwerężeniem prestiżu. Tym bardziej że Iran zaatakował już sześć tankowców w Zatoce Omańskiej i wcześniej już usiłował zestrzelić amerykańskiego drona, tylko chybił, a chodzi przecież o swobodę żeglugi na strategicznie ważnym szlaku wodnym.

Poprzednio, w Syrii, Trump stanowczo opowiedział na agresywne poczynania reżimu, odpalając przeciw niemu rakiety, więc oczekuje się od niego zdecydowania. Jastrzębie argumentują, że nie chodzi im o wojnę tout court, tylko – jak to określił w telewizji Fox News były oficer sił specjalnych Jim Hanson – „w odwecie wysadzić coś w powietrze”, a więc o uderzenie „chirurgiczne”, np. ataki rakietowe na irańskie wyrzutnie rakiet albo okręty Irańskich Korpusów Rewolucyjnych.

Trudno wszakże sobie wyobrazić, by Iran nie odpowiedział na taki atak, a jeśli w wyniku jego akcji zginęliby Amerykanie, spirala się rozkręci nieuchronnie i będziemy mieli wojnę. Zbrojna konfrontacja na pełną skalę z Iranem byłaby o wiele bardziej kosztowna – we wszystkich wymiarach – niż wojna z Irakiem, podczas której zginęło ponad 4 tys. amerykańskich żołnierzy, bo to kraj dużo większy i silniejszy.

Wojna oznaczałaby też katastrofę ekonomiczną – astronomiczną zwyżkę cen ropy naftowej, która już podrożała po najnowszym spięciu. Cieszyłby się z niej natomiast Putin, którego kraj żyje z importu ropy. A kolejna wojna zainicjowana przez Amerykę dostarczyłaby mu wybornego pretekstu do dalszych – po Ukrainie – agresywnych poczynań. Są tu historyczne precedensy. W listopadzie 1956 r. to brytyjsko-francuska interwencja zbrojna w Kanale Sueskim stworzyła dla ZSRR wygodną propagandową osłonę do krwawego stłumienia powstania na Węgrzech. Wojna USA z Iranem byłaby tragedią dla świata, a szczególnie dla naszego geograficznego regionu.

Za ewentualną wojnę zapłacą wszyscy

Sytuacja jest rzeczywiście groźna i ostrzeżenia demokratycznych polityków w USA, że Trump może „niechcący wdepnąć w wojnę” (lider demokratów w Senacie Chuck Schumer), należy traktować nie tylko jak rutynowe reakcje opozycji. Eksperci zwracają uwagę, że prezydent sam wmanewrował się w takie położenie zerwaniem umowy atomowej z Iranem, przez co skłócił Amerykę z europejskimi sojusznikami, którzy byli temu przeciwni. Umowa nie jest najlepsza, odroczyłaby tylko uzbrojenie Iranu w bomby nuklearne, ale trumpiści, działający pod naciskiem Izraela, nie znaleźli dla niej sensownej alternatywy.

Tymczasem w razie wojny pomoc sojuszników byłaby niezmiernie istotna. Na razie jako alianci w starciu z Iranem pozostają tylko: Izrael, Arabia Saudyjska i inne arabskie kraje Zatoki Perskiej. To cena uporczywego unilateralizmu Trumpa i otaczających go republikanów. Ale zapłacimy ją – gdyby doszło do najgorszego – my wszyscy.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Kaczyński się pozbierał, złapał cugle, zagrożenie nie minęło. Czy PiS jeszcze wróci do władzy?

Mamy już niezagrożoną demokrację, ze zwyczajowymi sporami i krytyką władzy, czy nadal obowiązuje stan nadzwyczajny? Trwa właśnie, zwłaszcza w mediach społecznościowych, debata na ten temat, a wynik wyborów samorządowych stał się ważnym argumentem.

Mariusz Janicki
09.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną