Donald Trump i popierający go republikanie nie ukrywali radości po pierwszej, rozłożonej na dwa etapy, debacie demokratów: kandydatów do nominacji prezydenckiej w przyszłorocznych wyborach. Mają powody – pogłębiła ona wątpliwości, czy opozycja posiada obecnie lidera, który w 2020 r. pokona prezydenta.
Czytaj także: Trump ogłasza start w kampanii 2020. Pierwsze sondaże nie są dla niego łaskawe
Wybory prezydenckie USA: kto wysuwa się na prowadzenie?
Prowadzący dotąd w sondażach (mierzących poparcie demokratycznych pretendentów do Białego Domu) były wiceprezydent Joe Biden wypadł blado i ataki rywali, celnie punktujące jego słabości, nadwątliły jego pozycję. Gwiazdami obu wieczorów – bo ogromną, 20-osobową stawkę kandydatów trzeba było podzielić na dwie grupy – okazały się dwie senatorki: Elizabeth Warren i Kamala Harris, ale dopiero czas pokaże, czy jedna z nich ostatecznie wysforuje się na czoło i będzie w stanie uniemożliwić reelekcję Trumpa.
Debata potwierdziła też, że Partia Demokratyczna rzeczywiście skręca w lewo, co może prezydentowi ułatwić kampanię, bo jest mistrzem w straszeniu Amerykanów wyimaginowanymi kataklizmami, takimi jak „socjalizm”.