Władze Vanuatu zamierzają objąć zakazem sprzedaży pieluchy jednorazowe. Zmiana dotknie 20 tys. pieluchowanych obywateli tego pacyficznego archipelagu. Ich rodzice będą musieli poszukać alternatywy, o ile opakowują pupy maluchów w materiały higieniczne zawierające tworzywa sztuczne. W odwodzie są rozwiązania wielorazowe, głównie z bawełny lub owczej wełny.
Czytaj także: Zaleje nas ocean plastikowych toreb
Śmieci z krajów rozwiniętych lądują na wyspach Pacyfiku
Podniósł się rwetes sprzeciwu, że to niewygodnie i wbrew przyzwyczajeniom, ale rząd objaśnia, że kraj rozrzucony na 82 wulkanicznych wyspach musi prowadzić konsekwentną politykę ochrony środowiska. Nie dlatego, że Vanuatu jakoś specjalnie przyczynia się do zaśmiecania planety. Kraj ma 240 tys. mieszkańców, tyle co Częstochowa. Profil śmiecenia jest proporcjonalny do populacji i niewielkiej zamożności. Chodzi jednak o to, że wyspiarze obrywają rykoszetem. Śmieci wyrzucane do mórz przez innych w Azji, Oceanii i Amerykach wpływają na stan każdego zakątku Pacyfiku, a wyspiarskie społeczności bezpośrednio zależą od kondycji oceanu i tego, co w nim złowią – do jedzenia i na handel.
Stąd tak zdecydowana postawa Vanuatu. W zeszłym roku zakazano wprowadzania do obrotu toreb plastikowych, słomek i pudełek ze styropianu. Efekty już widać na ulicach, leży na nich mniej śmieci. Wiosną zakaz rozszerzono na sztuczne kwiaty, jednorazowe mieszadełka, pojemniki na żywność, talerze i kubki.
Rząd swoje nieprzejednanie uzasadnia tym, że jeśli wymaga się od innych, by zdobywali się na wyrzeczenia, to samej i samemu trzeba świecić przykładem, najlepiej radykalnym.