Świat

Cały świat zaśmieca i podtapia wyspy na Pacyfiku

Vanuatu Vanuatu Rob_Wood / Flickr CC by 2.0
Problemy Vanuatu, Tuwalu i innych państw Oceanii budzą w reszcie świata trudne do zignorowania poczucie winy, skoro codzienne decyzje polityków, przedsiębiorców i konsumentów wpływają destrukcyjnie na społeczności położone tysiące kilometrów dalej.

Władze Vanuatu zamierzają objąć zakazem sprzedaży pieluchy jednorazowe. Zmiana dotknie 20 tys. pieluchowanych obywateli tego pacyficznego archipelagu. Ich rodzice będą musieli poszukać alternatywy, o ile opakowują pupy maluchów w materiały higieniczne zawierające tworzywa sztuczne. W odwodzie są rozwiązania wielorazowe, głównie z bawełny lub owczej wełny.

Czytaj także: Zaleje nas ocean plastikowych toreb

Śmieci z krajów rozwiniętych lądują na wyspach Pacyfiku

Podniósł się rwetes sprzeciwu, że to niewygodnie i wbrew przyzwyczajeniom, ale rząd objaśnia, że kraj rozrzucony na 82 wulkanicznych wyspach musi prowadzić konsekwentną politykę ochrony środowiska. Nie dlatego, że Vanuatu jakoś specjalnie przyczynia się do zaśmiecania planety. Kraj ma 240 tys. mieszkańców, tyle co Częstochowa. Profil śmiecenia jest proporcjonalny do populacji i niewielkiej zamożności. Chodzi jednak o to, że wyspiarze obrywają rykoszetem. Śmieci wyrzucane do mórz przez innych w Azji, Oceanii i Amerykach wpływają na stan każdego zakątku Pacyfiku, a wyspiarskie społeczności bezpośrednio zależą od kondycji oceanu i tego, co w nim złowią – do jedzenia i na handel.

Stąd tak zdecydowana postawa Vanuatu. W zeszłym roku zakazano wprowadzania do obrotu toreb plastikowych, słomek i pudełek ze styropianu. Efekty już widać na ulicach, leży na nich mniej śmieci. Wiosną zakaz rozszerzono na sztuczne kwiaty, jednorazowe mieszadełka, pojemniki na żywność, talerze i kubki.

Rząd swoje nieprzejednanie uzasadnia tym, że jeśli wymaga się od innych, by zdobywali się na wyrzeczenia, to samej i samemu trzeba świecić przykładem, najlepiej radykalnym. Prowadzono tam także przymiarki do ubiegania się o zadośćuczynienie od koncernów naftowych i państw rozwiniętych, które miałyby ponosić koszty dostosowania się najbardziej poszkodowanych przez zmiany klimatu, bo te przyczyniają się do częstszego występowania zjawisk pogodowych o bardzo gwałtownym przebiegu. Jeden tylko cyklon w 2015 r. spowodował na Vanuatu straty szacowane na 450 mln dol., co odpowiada prawie dwóm trzecim PKB.

Czytaj także: Czy, kiedy i jak plastik zniknie z krajów Unii Europejskiej?

Wyspom oceanicznym grozi potop

Wszystkie państwa tej części Pacyfiku cierpią niewspółmiernie do swojego wkładu w ocieplenie i obawiają się zalania. Niektóre z ich wysp, w pierwszej kolejności atole koralowe, ledwo wystają ponad wodę. Potop jest tym bliższy, im szybciej topnieją lodowce wokół biegunów.

Niszczycielski – choć częściowy – zalew dotknie także wyspy o górzystym charakterze (głównie wulkaniczne), bo i tam niemal cała infrastruktura, w tym domy mieszkalne, miejsca pracy, ośrodki dla turystów, szkoły, szpitale, porty i lotniska, leży na wygodnych do zagospodarowania nizinach. Według niektórych przewidywań ocean nie będzie atoli zalewał, ale prawdopodobnie je przesunie i zmieni kształt, bo falująca woda zacznie przepychać piasek i drobiazg skalny. Atole może się podwyższą, tyle że zajmą mniejszą powierzchnię.

Marne to pocieszenie m.in. dla Tuwalu, gdzie maksymalna wysokość wysp, długich i wąziutkich pasków lądu wystającego z rafy koralowej, sięga 4 m n.p.m. Dwie z nich ocean zaleje niebawem. Tuwalu jest pod wieloma względami przykładam skrajnym. Czwarte najmniej ludne państwo świata wymaga wielorakiej pomocy. Nie jest w stanie się utrzymać, gospodarka w dużej mierze opiera się na wsparciu z zagranicy. Zasolona gleba nie nadaje się do uprawy, woda z podziemnych warstw wodonośnych nie nadaje się do picia. Szansą byłby zbiór deszczówki, ale nie pada wystarczająco często. Ocieplenie klimatu wpływa na zmiany w obrębie rafy, będącej dotąd źródłem ryb.

Czytaj także: Temperatura rośnie, rafa koralowa umiera!

Tuwalu, Kiribati, kolejne poszkodowane państwa

Jeśli nic się nie zmieni, Tuwalu prawdopodobnie nie będzie nadawało się do życia już w tym wieku. Ma plany B na wypadek zalania, w tym projekty usypania na nowo wyżej położonych terenów. Pod względem inżynieryjnym to nie kłopot, na Morzu Południowochińskim wyspy powiększają obecnie m.in. Chińczycy, którzy sypią w celach wojskowych. W przypadku Tuwalu realizacja zamierzenia bardziej rozbija się o pieniądze – brakuje setek milionów dolarów – oraz obawy o wpływ na podmorskie środowisko. Ochotę na ewakuację mieszkańców mają dalecy sąsiedzi, w tym Fidżi i Australia, ale pomoc nie bywa bezinteresowna. Pomagający chcą w zamian praw do eksploatacji zasobów na zalanym terytorium Tuwalu.

Czytaj także: Dlaczego świat zaczął bić się o piasek?

Nigdzie swoich rodaków nie chcą przenosić także władze Kiribati. Stawiają na rozwój państwa archipelagu (116 tys. mieszkańców, 33 wysypy, głównie atole, tylko jeden z nich ma więcej niż 2 m wysokości). Zasobem do wykorzystania, np. jako źródło żywności i drewna, są m.in. 22 km kw. górzystego obszaru jednej z wysp należących do Fidżi, które Kiribati kupiło pięć lat temu. Ziemia na Vanua Levu jest żyzna i pięknie położona, ale leży w odludnym miejscu. Przy okazji transakcji stawiano pytanie, ilu obywateli Kiribati byłoby gotowych się tam przenieść, ilu zechciałoby żyć w górach, z dala od morza. W intencji Anote Tonga, byłego prezydenta, który zdecydował się na zakup, działka miała zwrócić uwagę na trudności, z którymi nie z własnej winy Kiribati musi się mierzyć.

Czytaj także: Lodowa pokrywa Grenlandii kurczy się coraz bardziej

Trump opowieści o klimacie nie słucha

Tong jest jednym z tych polityków, którzy już ponad dekadę temu nagłośnili problemy państw wyspiarskich. W lipcu w San Francisco wziął udział w forum, podczas którego przekonywał zarządców firm z Doliny Krzemowej, by na serio zabrali się za ograniczanie wpływu swoich przedsiębiorstw na zmianę klimatu.

Wyspiarzom pozostaje lobbowanie wśród biznesu wobec marnej postawy polityków szczególnie dwóch państw, które są zaangażowane na Pacyfiku i bardzo tam wpływowe, ale z redukcją emisji stoją na bakier. Krytyka spada na Australię, której politycy sporo o klimacie mówią na użytek wewnętrznych wyborów, a jednocześnie Australia pozostaje wielkim eksporterem węgla. No i oczywiście na prezydenta USA Donalda Trumpa.

Czytaj także: Donald Trump, wielki truciciel planety

Klimat, wspólna sprawa świata

Wyspiarskie wysiłki na rzecz klimatu, podejmowane także przez kraje z Oceanu Indyjskiego (swego czasu w forpoczcie szły m.in. Malediwy), przynoszą skutek znacznie większy, niż wynikałoby to z ich potencjału politycznego czy gospodarczego. Problemy Tuwalu i innych budzą w reszcie świata trudne do zignorowania poczucie winy, skoro codzienne decyzje polityków, przedsiębiorców i konsumentów wpływają destrukcyjnie na społeczności położone tysiące kilometrów dalej.

Scenariusz podnoszenia się wody w morzach i oceanach jest trudny do przewidzenia, pod uwagę trzeba brać m.in. tempo topnienia i wzrost objętości cieplejszej wody. W maju naukowcy z uniwersytetu w Bristolu ogłosili wyniki gorsze od spodziewanych. Zapowiadają, że przy braku redukcji emisji gazów cieplarnianych do limitów ustalonych w międzynarodowych porozumieniach do 2100 r. przeciętny poziom globalnej temperatury wzrośnie o 5 st., a poziom morza podniesie się o 2 m. Natomiast jeśli uda się osiągnąć założone cele emisji, to zrobi się cieplej o 2 st., a ocean podniesie się o 26 cm.

Przy najbardziej niekorzystnym obrocie spraw na wszystkich kontynentach morze wedrze się na obszar 1,9 mln km kw. lądów, zamieszkany przez 187 mln osób. Wtedy trudności nie ominą także wybrzeży kontynentów i państwach tak zamożnych jak USA czy Australia. I być może łatwiej będzie wszystkim zrozumieć, że klimat to wspólna sprawa.

Czytaj także: Wkroczyliśmy na ścieżkę biologicznej zagłady

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną