Druga telewizyjna debata demokratycznych kandydatów do nominacji prezydenckiej w Detroit nie zaowocuje prawdopodobnie zmianą lidera – Joe Biden wypadł lepiej niż w pierwszej odsłonie „przedbiegów” do prawyborów. 77-letni były wiceprezydent reprezentuje jednak centrową, umiarkowaną platformę programową, która we wtorkowy i środowy wieczór (debata była podzielona na dwie części) stała się obiektem jeszcze bardziej zażartej ofensywy lewicowej frakcji demokratycznych pretendentów do Białego Domu, co ucieszyło komentujących wydarzenie konserwatywnych komentatorów i prezydenta Trumpa, który w 2020 r. będzie walczył o reelekcję.
Gasnąca gwiazda Kamali Harris
Inaczej niż w czasie pierwszej debaty miesiąc temu, kiedy wyglądał na zaskoczonego i słabo bronił się przed atakami senator Kamali Harris, która wypominała mu flirt z segregacjonistami w Senacie, Biden tym razem replikował energicznie i twardo. Celnie wypominał Harris, że jako prokurator generalna w Kalifornii sama popierała surową politykę karną nieproporcjonalnie godzącą w Afroamerykanów. Do polemiki z wiceprezydentem przyłączali się inni, m.in. burmistrz Nowego Jorku Bill DeBlasio, były sekretarz mieszkalnictwa i planowania miejskiego Juan Castro oraz czarnoskóry senator Cory Booker, ale Biden także przeciw nim znajdował trafne argumenty, wykazując, że ich praktyczna działalność na urzędach nieraz rozmijała się z kampanijną retoryką.
W wyniku debaty wyraźnie przygasła gwiazda Harris, natomiast na pozycji wicelidera umocniła się prawdopodobnie senator z Massachusetts