W trzy dni po masakrze w El Paso, czytając z telepromptera, Trump potępił mordowanie ludzi z nienawiści rasowej i zapowiedział karanie śmiercią sprawców takich zbrodni. Nie wspomniał, jaką rolę sam odegrał w doprowadzeniu do tej tragedii swoją nienawistną retoryką, „normalizując” niejako ksenofobów i ośmielając ich do przemocy wymierzonej w imigrantów o ciemniejszym niż biały kolorze skóry. Musiał mu o tym przypomnieć były prezydent Obama, inni politycy Partii Demokratycznej oraz setki komentatorów. Krytycy nie wahają się nazwać rzeczy po imieniu: prezydent USA jest rasistą i sojusznikiem białych suprematystów. Republikanie milczą, bo boją się narazić jego wyborcom.
Inspirująca moc słów prezydenta USA?
W swoim manifeście morderca z El Paso Patrick Crusius ogłosił, że zabijając Latynosów, broni kraju przed „inwazją” imigrantów zza południowej granicy, którzy niszczą Amerykę. Dokładnie tak od kilku lat określa Trump napływ imigrantów z Meksyku i innych państw Ameryki Łacińskiej. Pod koniec swych bełkotliwych wywodów Crusius napisał, że „najeźdźców” należy „odsyłać z powrotem” tam, skąd przybyli. To z kolei cytat z wiecu, na którym prezydent atakował kongresmenkę o afrykańskich korzeniach, wzywając ją, aby raczej zajęła się krajem swego pochodzenia (Somalią), a chór jego fanów skandował: „Odeślij ją z powrotem!”.