Francuscy prezydenci tak już mają, że czasem nie umieją miarkować słów. W Polsce pamiętamy Jacquesa Chiraca, który kazał nam kiedyś siedzieć cicho, a Polskę publicznie nazwał koniem trojańskim USA. Dziś Emmanuel Macron bawi się w lekarza i stawia diagnozę: NATO jest w stanie śmierci mózgowej, a Europa musi pomyśleć nad strategicznymi relacjami z Rosją, skoro Amerykanie odwrócili się plecami. Entuzjastyczne przyjęcie tych słów na Kremlu, szok w Berlinie i zmasowana krytyka komentatorów zajmujących się bezpieczeństwem świadczą o tym, jak bardzo nie na miejscu była taka ocena.
Czytaj także: Jakie będą dwie nasze następne dekady w NATO
Dlaczego Macron punktuje NATO
Taką, a nie inną diagnozę stanu NATO doktor Macron uzupełnił własną receptą: otwarciem ramion wobec Rosji. W dodatku przekonując, że takie powinno być podejście całej Europy. Jeśli ktoś zarzucał np. Donaldowi Trumpowi wypowiedzi sprzyjające Rosji, podważanie spójności NATO i jednostronne inicjatywy, to jak zareaguje na dictum Macrona? Czy we francuskim Zgromadzeniu Narodowym – na wzór Kongresu USA – zbierze się ponadpartyjne koło przyjaciół NATO i podejmie rezolucję upewniającą sojuszników o niezachwianym poświęceniu kraju dla obrony wspólnych wartości? Jeśli o śmierci mózgowej świadczy brak aktywności neuronów, to ożywcze impulsy bardziej wyczuwalne są mimo wszystko w USA.
Macron ma o tyle rację, że dla NATO mózg jest tak samo ważny jak mięśnie.