Indie zmagają się ze smogiem. Problem jest znacznie poważniejszy niż ten, który znamy w Europie Środkowej, i dotyka cały kraj, a najgłośniej jest o nim na północy. Zwłaszcza w Nowym Delhi, od lat uznawanym za najbardziej zanieczyszczoną stolicę na świecie. Tegoroczna listopadowa średnia dla pyłu PM 2,5 przekroczyła tam 25 razy normę Światowej Organizacji Zdrowia. Miasto zasnute jest gęstą mgłą, dotkliwą jesienią, gdy na smog pracują rolnicy z indyjskiego spichlerza, stanów otaczających region stołeczny i 20 mln jego mieszkańców.
Czytaj także: Najniebezpieczniejszy zawód w Indiach
Smog, dzieło rolników
Do oczyszczania pól ryżowych po to, by móc na nich wysiać pszenicę, wykorzystywany jest ogień. Rolnikom co roku się spieszy, mają niecałe dwa tygodnie. Kiedyś pola sprzątano ręcznie, ale rosnąca populacja i zwiększone zapotrzebowanie na żywność skłoniły do rozszerzenia powierzchni upraw i mechanizacji, tyle że niedokończonej. Wielu używa kombajnów, a po żniwach coś trzeba zrobić ze ścierniskiem i słomą. Nie ma szans, by miliony hektarów w 10 dni wygrabić ręcznie, nie wszyscy mają też siewniki, które umożliwiają siew pszenicy w ryżowym ściernisku.
Ogień jest wyjściem najtańszym i błyskawicznym. Z tego powodu delhijska mgła miewa zapach palonych liści. W ciągu całego roku dymy z pól odpowiadają przeciętnie za mniej więcej 5 proc. delhijskiego smogu, ale są dni w listopadzie, gdy z pól pochodzi 40 proc. składników dymnej mieszanki. Miasto zamieniło się w komorę gazową, poziom zanieczyszczenia jest nie do zniesienia, jak mówił burmistrz Nowego Delhi Arvind Kejriwal, rozdając miliony maseczek ochronnych.