„Polityka” prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Trwa walka o życie ponad 14 tys. owiec u wybrzeży Rumunii

Statek „Queen Hind” z owcami pod pokładem zatonął w niedzielę 24 listopada podczas wychodzenia z portu. Statek „Queen Hind” z owcami pod pokładem zatonął w niedzielę 24 listopada podczas wychodzenia z portu. IGSU Romania/AFP / EAST NEWS
Niedawno były włoskie tygrysy na granicy Polski i Białorusi, teraz jest 14,6 tys. owiec uwięzionych pod pokładem przewróconego statku w Rumunii. Jak widać, w Unii Europejskiej jakaś część zwierząt nie jest wożona w bezpieczny dla nich sposób.

Zresztą, co tam przewóz, skoro cel ich podróży nie był wcale wesoły. Tygrysy wieziono do Dagestanu, są przesłanki wskazujące, że koty zostałyby przerobione na specyfiki medycyny chińskiej. Owce miały trafić do saudyjskiej Dżuddy nad Morzem Czerwonym i niedługo później pod nóż.

Sto rejsów w ciągu roku

Statek „Queen Hind” zatonął w niedzielę 24 listopada podczas wychodzenia z portu. Znajduje się blisko brzegu, leży na płyciźnie, na prawej burcie. Mniej więcej połowa kadłuba wystaje ponad wodę. Załogę udało się uratować, jeszcze w niedzielę wyłowiono z morza także 32 pływające na zewnątrz owce. Reszta z 14,6 tys. nadal znajduje się we wnętrzu. W próbę ich wyciągnięcia lub odholowania statku do portu zaangażowani są żołnierze, strażacy i nurkowie. Rozpoczęło się także śledztwo mające ustalić przyczyny zdarzenia. Śledczy będą sprawdzać, czy statek nie był, jak twierdzą aktywiści, przeładowany, źle prowadzony lub miał kłopoty techniczne. Ratownicy liczą, że przynajmniej część zwierząt pozostaje przy życiu.

Rumunia jest czołowym unijnym eksporterem owiec, w 2017 i 2018 r. wysłała ich za granicę w sumie 2 mln, w samym 2017 r. zainkasowano za to 430 mln euro. Głównym odbiorcą są kraje Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. To coraz lepszy biznes: zimą rząd rumuński podpisał umowę na dostarczenie 2 mln owiec rocznie, tym razem tylko do jednego kraju – Zjednoczonych Emiratów Arabskich.

Owczy ładunek opuszcza Midię przeciętnie co trzy-cztery dni, to sto rejsów w ciągu roku. Bywało, że ich warunki przewozu zwierząt budziły poważne wątpliwości. Zeszłego lata europejski komisarz ds. zdrowia i bezpieczeństwa żywności Vytenis Andriukaitis zażądał od rządu rumuńskiego, by wstrzymać wychodzący z Midii transport 70 tys. zwierząt, które płynęły do Zatoki Perskiej. Zachodziło niebezpieczeństwo, że owce nie przeżyją kilku tygodni w upale. Czujność dyktowało zdarzenie z lata 2015 r., kiedy tysiące owiec wiezionych docelowo do Jordanii padło po drodze z wycieńczenia i odwodnienia.

Czytaj też: Koza – zwierzę polityczne

Jest się komu upominać o prawa zwierząt

Członkowie organizacji walczących o poprawę losu zwierząt domagają się zakazu transportu owiec żywych, co jednak ograniczyłoby sprzedaż, bo ogromne ilości potrzebne są choćby na święto Kurban Bajram, którego elementem jest ubój rytualny. Innym postulatem jest poprawa warunków przewozu. W zeszłym roku zdecydowała się na to Australia, zmiany polegały na zwiększeniu o 39 proc. przestrzeni dla zwierząt i stałej obecności na pokładzie zewnętrznych obserwatorów. Do reformy zmobilizowały m.in. filmy, na których zarejestrowano koszmarne warunki panujące na statkach pływających między Australią a Zatoką Perską.

Warto pamiętać, że w porównaniu ze sporą częścią świata standardy przewozu zwierząt w Unii Europejskiej są bardzo wyśrubowane. Chodzi i o to, by dojechały do celu we w miarę najlepszej kondycji, nie traciły wartości itd., stawka przy wielkiej skali hodowli i intensywności przewozu jest ogromna. Standardy to także efekt nacisków społecznych, aby zwierząt niepotrzebnie nie męczyć. Przy czym mimo rozbudowanego aparatu nadzoru nad rolnictwem, hodowlą i towarzyszącymi im branżami, także transportem zwierząt, codziennie dochodzi do nieprawidłowości powodowanych indolencją lub zwykłą chęcią zysku.

Czytaj też: Smutna historia szopa Edwarda

Ale im więcej takich przypadków jak tygrysy z Koroszczyna czy wypadków, jak ten z udziałem owiec w Midii, będzie ujawnianych, tym silniejsza będzie presja, by ograniczać przemysłowy charakter rolnictwa, zwłaszcza hodowli. Jest się komu o to upominać. Z 512 mln obywateli Unii (jeszcze z Wielką Brytanią) 75 mln deklaruje się jako weganie i wegetarianie, w przeważającej większości wrażliwi na los zwierząt. Paradoks polega na tym, że przejście na taką dietę skutkuje spadkiem spożycia mięsa w całej Unii, unijni hodowcy ratują się więc eksportem. Często do krajów, gdzie warunki przetrzymywania zwierząt i ich zabijania są bardzo kiepskie. Ta świadomość dodatkowo dopingować będzie do stawiania jeszcze wyższych wymagań europejskiemu rolnictwu.

Czytaj też: Jak Kościół traktuje zwierzęta

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

Ja My Oni

Przegrasz czy wygrasz, wracaj do domu. Czyli jak sobie radzić z porażką i sukcesem

Jak sobie poradzić z porażką, ale też sukcesem.

Grzegorz Gustaw
08.08.2017
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną