Władimir Putin po raz kolejny wstrząsnął sceną polityczną: zapowiadając zmiany w konstytucji i wzmocnienie władzy parlamentu, rosyjski przywódca, zgodnie z art 117 ustawy zasadniczej, doprowadził do dymisji gabinetu Dmitrija Miedwiediewa. Jego ministrowie byli tym kompletnie zaskoczeni, ale sam premier został prawdopodobnie uprzedzony. Po spotkaniu z Putinem pokornie poinformował o ustąpieniu i – zapewne zgodnie z ustaleniami – oddał się do dyspozycji głowy państwa.
W nagrodę pocieszenia dostał na poczekaniu utworzone stanowisko zastępcy Rady Bezpieczeństwa, której przewodniczy Putin. Miedwiediew ma odpowiadać za bezpieczeństwo i służby specjalne, choć nikt nie ma wątpliwości, że poważnie go to osłabi. Ale nikogo to tutaj nie martwi – pogarszająca się od 2013 r. sytuacja gospodarcza, spadek realnych dochodów społeczeństwa, pogłębiający się dystans między Rosją a resztą świata powodują, że rząd cieszył się poparciem zaledwie co trzeciego obywatela, a dymisję gabinetu z zadowoleniem przyjęła ponad połowa respondentów. Miedwiediew od dawna postrzegany jest zresztą jako marionetka Putina: „mierny, bierny, ale wierny”.
Czytaj też: Putin odgrzewa propagandową wojnę z Polską
Miedwiediew rzucony na pożarcie
Samego Putina popiera zaledwie 38 proc.