Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Zasady łowienia

Szpiegowskie metody KGB i FSB. Rosja nadal trzyma się radzieckich metod wywiadowczych

Utajeni funkcjonariusze wywiadu zagranicznego KGB byli lokowani wszędzie, gdzie można było spotkać obcokrajowca. Utajeni funkcjonariusze wywiadu zagranicznego KGB byli lokowani wszędzie, gdzie można było spotkać obcokrajowca. Grant Faint / Getty Images
Ujawniony właśnie podręcznik KGB z 1989 r. pokazuje, że Rosja trzyma się radzieckich metod wywiadowczych co do joty. Tyle że dziś ma internet.
Na terytorium Polski Ludowej pracowali agenci KGB rekrutowani zarówno spośród obywateli polskich, jak i radzieckich.Mirosław Gryń/Polityka Na terytorium Polski Ludowej pracowali agenci KGB rekrutowani zarówno spośród obywateli polskich, jak i radzieckich.

Artykuł w wersji audio

Amerykański serwis Daily Beast opublikował dokumenty odsłaniające m.in. metody działania służb ZSRR. Najważniejszy z nich to przeznaczona dla przyszłych oficerów wywiadu KGB 108-stronicowa publikacja „Wywiad polityczny z terytorium ZSRR” z 1989 r. Opracowanie odsłania metody radzieckiego, a potem rosyjskiego wywiadu stosowane przy pozyskiwaniu agentów i wywieraniu wpływu, głównie za pośrednictwem cudzoziemców przyjeżdżających do Kraju Rad. Mimo 29 lat, jakie upłynęły od wydania skryptu, nadal objęty jest klauzulą tajności.

Trudno się dziwić. Weźmy choćby taki cytat: „dezinformacja to wymierzona we wroga skryta promocja sfabrykowanych informacji (…) w celu wprowadzania zamętu i nakłonienia go do podjęcia decyzji i działań zgodnych z interesem państwa radzieckiego. Działania dezinformacyjne podejmowane są w celu podważenia pozycji imperializmu”. Wystarczy zamienić „państwo radzieckie” na „federację rosyjską” i „imperializm” na „Zachód” i mamy gotowy przepis na to, co ostatnio na całym świecie robią powiązani z rosyjskimi służbami internetowi trolle. Z tą różnicą, że dzięki cybernarzędziom osiągnęli cel, o którym ich poprzednicy z KGB mogli tylko marzyć.

Prawo szpiega

Związek Radziecki, w czasie gdy powstał ujawniony podręcznik, nie był już postrzegany na Zachodzie jako „imperium zła”, ale jako ojczyzna Gorbaczowowskiej pierestrojki i głasnosti. Nie przeszkadzało to w stosowaniu przez ZSRR bezwzględnych metod wywiadowczych, a KGB – wchodzić w każdą dziedzinę życia społecznego w ojczyźnie komunizmu. Podobne praktyki do dziś obowiązują w Rosji. Jak zauważa były pracownik CIA John Sipher: „W Stanach Zjednoczonych szpiegostwo zawsze było działalnością słabo rozumianą w społeczeństwie, funkcjonując w cieniu i na jego obrzeżach, zgodnie z zasadami wyznaczanymi przez prawo. W Związku Radzieckim było w centrum, było prawem”. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że ujawnione opracowanie powstało dla Instytutu Czerwonego Sztandaru, czyli dla Alma Mater Władimira Putina.

Według tego podręcznika każdy wjeżdżający na podległy Moskwie teren miał być zbadany pod kątem przydatności wywiadowi i ewentualnie poddany inwigilacji. Do zdobywania informacji od obcokrajowców zaprzęgnięto wszystkie instytucje i ludzi, którzy mieli z nimi kontakt. Nawet Akademię Nauk, teatry, kina, galerie sztuki czy centra turystyczne, choćby takie jak osławiony Intourist, radzieckie biuro zajmujące się obsługą zagranicznych turystów przyjeżdżających do ZSRR. To właśnie tam pracowała osławiona „tłumaczka Macierewicza”, czyli Irina Obuchowa, która przyjechała do Polski pod koniec lat 80., a więc w czasach, gdy powstawał podręcznik. I w 2007 r. mogła uzyskać swobodny dostęp do pomieszczeń polskiego kontrwywiadu wojskowego i tłumaczyć na język rosyjski raport z likwidacji WSI (choć nie była biegłym tłumaczem).

Osaczanie i rozmiękczanie

O tym, że ujawniony podręcznik wciąż może być podstawą działań wywiadowczych, świadczą niezmiennie stosowane metody. Utajeni funkcjonariusze wywiadu zagranicznego KGB byli lokowani wszędzie, gdzie można było spotkać obcokrajowca – w hotelach, ale także w samolotach, a nawet w pociągach. Spośród osób wykorzystywanych do działań rekrutacyjnych wśród obcokrajowców najważniejszą bodaj siłę stanowili dyplomaci w liczbie nawet dwóch tysięcy, ale także kilkuset dziennikarzy. Jak przypomina Daily Beast, do operacji łowienia cudzoziemców byli również wykorzystywani ludzie nauki i kultury – poeci, pisarze, malarze, artyści opery i baletu. W osaczaniu francuskiego dyplomaty, ambasadora w Moskwie za czasów prezydentury Charles’a de Gaulle’a, wzięło udział w sumie kilkaset osób – w tym najlepsze radzieckie prostytutki.

Radziecki wywiad nie ograniczał się do szukania i rekrutowania agentów jedynie na terenie Związku Radzieckiego. Słuchacze Instytutu byli uczeni również, że jeśli potencjalny współpracownik nie może przyjechać do ZSRR, trzeba do niego wysłać rekrutera pod przykrywką uczestnika konferencji naukowej lub wymiany studenckiej albo uaktywnić uśpionego agenta. Wstępna selekcja studentów rozpoczynała się już w ich ojczystych krajach, prowadzona przez osadzoną w nich siatkę agentów.

Jak jednak nakłonić do współpracy dla – jakkolwiek by było – komunistycznego reżimu na przykład fizyka pracującego na rzecz francuskiego programu jądrowego? Do tego służyły międzynarodowe spotkania, konferencje i sympozja. Do zadania KGB przydzielało na przykład profesora fizyki, powiedzmy z Moskwy, autorytet w swej dziedzinie, który sprawnie poruszał się w tym środowisku. Ten miał używać argumentów typu „nie wolno dopuścić do katastrofy nuklearnej”, „trzeba powstrzymać wyścig zbrojeń”, który jest „szaleństwem” i „ideologią burżuazji”. Miał rozmiękczać kandydata przypominaniem, że rozmówca najpierw jest naukowcem, dopiero potem obywatelem Francji, a na końcu sojusznikiem NATO.

Ważną rolę w całym procesie rekrutacji odgrywały profile psychologiczne, które tworzyli współpracujący z KGB fachowcy, mający do dyspozycji nagrane z ukrycia materiały audio i wideo kandydatów. Miały pokazać, co tak naprawdę nimi kieruje – żądza kariery, niezadowolenie z zajmowanego statusu społecznego, zemsta, nienawiść, a może nawet zauroczenie werbującym funkcjonariuszem? Ale także to, czy perspektywa zdrady kraju lub perspektywa poniesienia za to konsekwencji wywołuje u nich jakąkolwiek obawę?

Haki na Hillary

W tym kontekście pojawia się nazwisko 58-letniego prof. Josepha Mifsuda, Maltańczyka, nieznanego szerzej wykładowcy kilku uczelni europejskich i rektora tajemniczej Londyńskiej Akademii Dyplomatycznej. Anonimowa postać, która zyskała medialny rozgłos za sprawą amerykańskiego śledztwa dotyczącego rosyjskiej ingerencji w wybory prezydenckie. Właśnie Mifsud był prawdopodobnie tym, który podsunął sztabowi Trumpa – jak mówią Rosjanie – „kompromaty” na jego rywalkę. Spotykając się m.in. w Rzymie i Londynie z doradcą sztabu ówczesnego kandydata na prezydenta USA, ujawnił, że Rosjanie mają haki na Hillary Clinton, czyli wykradzione jej tysiące maili. Tym doradcą był George Papadopoulos, który niedawno przyznał się do okłamania agentów FBI badających jego kontakty z Rosjanami. Gdy media zaczęły przyglądać się bliżej maltańskiemu profesorowi-dyplomacie okazało się, że pomiędzy kolejnymi spotkaniami z Amerykaninem odwiedzał Moskwę, gdzie miał kontaktować się z ważnymi przedstawicielami rosyjskich władz. Właśnie po takich podróżach dostarczył współpracownikom Trumpa najbardziej istotnych informacji.

W rozmowach z dziennikarzami Mifsud wypierał się jakichkolwiek znajomości z ludźmi Kremla, ale media wyciągnęły mu m.in. spotkanie z rosyjskim ambasadorem w Wielkiej Brytanii, na którym mieli omawiać… udział profesora w konferencji naukowej w Moskwie. Z ustaleń brytyjskiego „Guardiana” wynika, że po tym, jak śledztwo FBI w sprawie rosyjskiej ingerencji nabrało tempa, działalność akademicka profesora zaczęła zamierać.

W bardzo zbliżony sposób KGB za czasów radzieckich szkoliło swych agentów do działania poza granicami kraju. Z tą różnicą, że o ile wewnątrz Związku Radzieckiego mieli się skupiać na pozyskiwaniu cudzoziemców wjeżdżających na terytorium tego kraju, o tyle za granicą przede wszystkim na tych, którzy wyjechali z ZSRR i wybrali los emigrantów. Niektórych emigrantów kreowali zresztą sami towarzysze radzieccy, a potem Rosjanie. Tych oczywiście nie trzeba było werbować.

To przypadek słynnej agentki Anny Chapman, czyli 36-letniej dziś Anny Kuszczenko, córki agenta KGB, pracującego m.in. pod przykryciem dyplomaty w Ambasadzie ZSRR w Nairobi, a potem w centrali MSZ w Moskwie. Kuszczenko w 2001 r. wyjechała do Wielkiej Brytanii, gdzie szybko wyszła za mąż za Alexa Chapmana, osiedliła się i dostała obywatelstwo. Po kilku latach zamieniła Wyspy na Amerykę, gdzie zajęła się szpiegostwem pod przykryciem prowadzenia agencji nieruchomości.

Zdemaskowana w 2010 r., została najpierw oskarżona o udział w spisku, a potem deportowana razem z dziewiątką rodaków w ramach największej od czasów zimnej wojny wymiany szpiegów między Rosją a USA. Dwa lata później FBI ujawniła, że jedna z rosyjskich agentek – Cynthia Murphy vel Lidia Gurjewa – która została wydalona razem z Chapman, była bliska uwiedzenia jednego z ważnych współpracowników prezydenta Baracka Obamy.

Do rekrutowania szpiegów i pozyskiwania informacji za granicą doskonale nadawały się, i być może wciąż się nadają, również służby tzw. bratnich krajów i ich zasoby danych osobowych, z których – jak się okazuje – rosyjskie służby mogą korzystać do dziś. W tym polskiej Służby Bezpieczeństwa. Kontakty obu służb opisał dr Zbigniew Nawrocki w mało znanej, wydanej w 2013 r. przez Centralny Ośrodek Szkolenia ABW broszurze „Współpraca SB MSW PRL z KGB ZSRR w latach 1970–1990”.

Pod obcą flagą

Nawrocki pisze, że „współpraca między resortami bezpieczeństwa PRL i ZSRR obejmowała wszystkie dziedziny życia politycznego, społecznego i gospodarczego obu państw”, a kierownictwo polskiego MSW „przywiązywało dużą wagę do kontaktów ze stroną radziecką, a szczególnie do wspólnie realizowanych działań i czynności”, choć o partnerstwie nie mogło być mowy. SB głównie realizowała cele wyznaczane przez KGB.

SB miała na oku wszystkich obywateli radzieckich pracujących w Polsce, obie służby monitorowały także kontakty obywateli obu państw z obcokrajowcami, głównie z Zachodu, a nawet ruch turystyczny między PRL a ZSRR. Na terytorium Polski Ludowej pracowali agenci KGB rekrutowani zarówno spośród obywateli polskich, jak i radzieckich. Ci ostatni – studenci, naukowcy, dziennikarze, artyści, przedsiębiorcy – werbowani byli na terenie Związku Radzieckiego i przerzucani do Polski. Ci pierwsi zaś często pracowali dla swych mocodawców z Łubianki pod tzw. obcą flagą, czyli z pozycji zachodnich wywiadów, ale też funkcjonariuszy SB.

Kim są dziś? Jakie działania wykonywali? Jak wielu z nich może dziś pracować na rzecz Rosji? Archiwa polskiej bezpieki zostały także pod tym kątem zniszczone na początku 1990 r. Dane wielu polskich opozycjonistów, ale także m.in. agentów KGB oraz osób typowanych do tej roli znajdują się w Rosji. Przesyłano je tam od końca lat 70., gdy uruchomiony został tzw. PSED, czyli Połączony System Ewidencji Danych, stworzony przez KGB z udziałem dziewięciu krajów byłego bloku wschodniego, w tym Polski.

Zbigniew Nawrocki szacował, że do zakończenia „współpracy”, czyli do marca 1990 r., znalazło się w nim od kilku do nawet kilkunastu tysięcy nazwisk Polaków, z ich pełnymi danymi osobowymi, a nawet informacjami o współmałżonkach i rodzeństwie oraz kontaktach nawiązywanych za granicą. Można tylko podejrzewać, że służby Putina cały czas wykorzystują je przynajmniej jako źródło informacji nie tylko na nasz temat, ale i innych krajów byłego bloku wschodniego, które są dziś członkami UE i NATO.

Polityka 7.2018 (3148) z dnia 13.02.2018; Świat; s. 56
Oryginalny tytuł tekstu: "Zasady łowienia"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama