1400. dzień wojny. Głęboka niechęć z wzajemnością. Co kierownictwo rosyjskiej armii myśli o Putinie
Pojawiły się całkiem nieoficjalne przecieki pochodzące z rosyjskiego komitetu śledczego po śmierci gen. F. Sarwarowa. Według tych doniesień wśród siłowików jest zbyt wiele przecieków, nie można więc wykluczyć istnienia „kretów”. Trasy i rozkład dnia generała są przecież znane tylko ludziom z jego najbliższego otoczenia. Niektórzy komentatorzy wróżą czystki w Sztabie Generalnym SZ Rosji. To jest prawdopodobne, ale jeszcze nie przesądzone. Sytuację uważnie obserwujemy, zwłaszcza że nie będzie raczej chodziło o brak zdobyczy terenowych, ale o całkiem co innego – o cichy sprzeciw wobec przyjętej na Kremlu strategii, o czym dalej.
Kolejny rosyjski atak na Ukrainę przyniósł nowe ofiary. Nie był tak intensywny jak wczoraj, ale był znów skierowany na infrastrukturę cywilną. W Żytomierzu dron trafił w dwupiętrowy budynek mieszkalny w dzielnicy rywskiej, zabijając dziecko i raniąc kilkoro dorosłych, w obwodzie kijowskim drony zabiły jedną osobę i raniły trzy. W obwodzie odeskim uszkodzono infrastrukturę energetyczną, a jeden z pocisków trafił w pusty magazyn w porcie.
W czasie działań bojowych na froncie odnotowano zmechanizowany atak w sile batalionu skierowany na Dobropilię. Zaskoczeniem może być skala ataku, bo zwykle Rosjanie wykonują nękające szturmy w sile plutonu (średnio, czasem nieco mniejsze, a czasem większe).
Dowódca ukraińskich Sił Bezzałogowych Systemów Latających mjr Robert „Magyar” Browdi poinformował, że Rosjanie – elementy 40. Krasnodarsko-Charbińskiej Brygady Piechoty Morskiej Gwardii i 155. Kurskiej Brygady Piechoty Morskiej Gwardii – przeprowadzili połączony atak przy użyciu łącznie 24 pojazdów opancerzonych i dziesiątków motocykli oraz różnych pojazdów terenowych. Według ukraińskiej Gwardii Narodowej siły rosyjskie poruszały się w czterech kolumnach pancernych. Ukraińcy mieli zniszczyć sześć czołgów, dziewięć bojowych pojazdów piechoty i pięć transporterów opancerzonych, a także zdobyć jeden pojazd opancerzony. Kolejne ataki z udziałem pojazdów pancernych odnotowano pod Konstantynówką i z kierunku Torećka.
Rosja tworzy dziewiątą dywizję manewrową od początku wojny w 2022 r. (manewrową, czyli pancerną, zmechanizowaną, powietrznodesantową lub piechoty morskiej – w odróżnieniu od innych dywizji, np. lotniczych albo artyleryjskich). Na bazie 336. Białostockich Brygad Piechoty Morskiej Gwardii formowana jest 120. Dywizja Piechoty Morskiej w składzie trzech pułków, czyli liczba batalionów bojowych wzrośnie trzykrotnie.
Na frontach na razie sytuacja bez zmian, walki trwają nieustająco. Żadnej przerwy z powodu Świąt nie ma.
Czytaj także: Wojska bardziej tajne od GRU. Tak działa rosyjska machina prania mózgów
Co mówi o wojnie gen. Iwaszow
82-letni gen. płk Leonid Iwaszow nie ma już wiele do stracenia i śmiało mówi, co myśli. Jako działacz stowarzyszeń emerytów wojskowych wypowiada się w swoim i ich imieniu, ale wyraża też to, co czuje bardzo wielu czynnych wojskowych. Oni o tym mówić nie mogą, bo stracą stanowiska albo nawet wolność. W Rosji wypowiedzi Iwaszowa nie są nagłaśniane, ale na Zachód wyciekają jego wywiady publikowane na Youtube.
Leonid Iwaszow ukończył Wyższą Ogólnowojskową Szkołę Dowódców w Taszkiencie w Uzbekistanie już w 1964 r., a dziesięć lat później skończył Akademię Wojskową im. M. Frunzego w Moskwie, czyli szkołę wyższych dowódców ówczesnej Armii Radzieckiej. W 1968 r. jako dowódca kompanii zmechanizowanej pacyfikował Czechosłowację. Później był szefem sekretariatu ministra obrony Dmitrija Ustinowa. Służył w samym aparacie ministerstwa obrony, także w departamencie historycznym, gdzie z historii wojskowości obronił doktorat. W 2011 r. kandydował w wyborach na prezydenta Rosji, już po przejściu w stan spoczynku. W Federacji Rosyjskiej jest postacią znaną i szanowaną, zażartym przeciwnikiem NATO i zwolennikiem odtworzenia ZSRR, a także całej radzieckiej strefy wpływów. Chciałby też jej poszerzenia, co wyraża bardzo otwarcie. I na tym polu jego poglądy są zbieżne z poglądami Władimira Putina, choć partię prezydenta, Jedyną Rosję, Iwaszow uważa za najbardziej skorumpowaną ze wszystkich rosyjskich partii.
Najciekawsze jest jednak co innego. Otóż Iwaszow nie rozumie i nie zgadza się na sposób prowadzenia operacji wojskowej w Ukrainie. Jak się łatwo domyśleć, jest gorącym zwolennikiem podporządkowania Ukrainy Rosji. Czyli nie jest przeciwko wojnie jako takiej. Zdecydowanie jednak stoi po stronie tzw. frakcji siłowików, czyli zwolenników jak najszybszego i zdecydowanego rozprawienia się tak z Ukrainą, jak i z głównymi państwami NATO za pomocą twardej siły i przy wykorzystaniu wszelkich dostępnych środków.
Około miesiąca temu gen. płk Iwaszow udzielił wywiadu dostępnego na Youtube, w którym nie zostawił suchej nitki na obecnym sposobie prowadzenia wojny w Ukrainie. W wywiadzie można usłyszeć następujące stwierdzenia: „Fakt, że udało nam się dotrzeć gdzieś pod Pokrowskiem, jest tylko sukcesem taktycznym; nie odnieśliśmy żadnych sukcesów na poziomie operacyjno-taktycznym, a na poziomie strategicznym ponieśliśmy porażki na wszystkich kierunkach”. I dalej: „To, że jesteśmy odizolowani, a stali członkowie Rady Bezpieczeństwa ONZ wydają oświadczenia popierające Ukrainę, jest już naszą strategiczną porażką”. Jednocześnie generał ostrzega z naprawdę szczerą troską, że strategiczna porażka „doprowadzi do upadku Rosji”. I choć generał tego bezpośrednio nie wyjaśnia, to jednak można zrozumieć, że ową strategiczną porażką będzie niezdobycie Ukrainy i zawarcie jakiegoś częściowego pokoju, bez możliwości szybkiego kontynuowania działań w Ukrainie. Przez upadek najprawdopodobniej rozumie brak możliwości uczestnictwa w budowie świata wielobiegunowego obok Chin i USA, choć może mieć też na myśli nawet rozpad Rosji. Jedno i drugie w umysłach rosyjskich ludzi władzy jest ze sobą dość ściśle powiązane. Co do uwag bardzo ogólnych – generał również ich nie szczędzi, a co najciekawsze, trudno się z nim nie zgodzić: „Nasi przywódcy szczycą się, że nikt nie ma takiej broni jak my. Bardziej trafnie byłoby powiedzieć, że nigdzie indziej w wojsku nie kradną tak dużo jak my”. Kolejnemu stwierdzeniu też trudno zaprzeczyć: „przywieramy do pocisku Buriewiestnik i torpedy atomowej Posejdon jak podmokły mech. W rzeczywistości Stany Zjednoczone będą w stanie nas zniszczyć, zanim te pociski osiągną swój cel, jeśli do nich strzelimy”.
Iwaszow twierdzi, że rosyjskie wojska przez cztery lata nie są w stanie opanować i złamać Ukrainy, bo zamiast podjąć zdecydowane natarcie, żołnierze drepczą w miejscu i nie są w stanie przełamać obrony przeciwnika. Mówi o upadku wszystkich gałęzi rosyjskiego przemysłu, o zapóźnieniu technologicznym. Od dawna ostrzega, że rosyjski kompleks wojskowo-przemysłowy opiera się na starych radzieckich osiągnięciach i nie jest w stanie dokonać prawdziwej modernizacji. Jeszcze przed inwazją na pełną skalę wskazywał, że moce produkcyjne są niewystarczające i że sprzęt zaprojektowany w latach 70. i 80. nie może sprostać współczesnym zagrożeniom.
Czytaj także: Putin kpi z „podświń” w Europie. Rosja silnik już odpaliła, jest w gotowości
Wojsko myśli jak Iwaszow
Kierownictwo wojskowe w sporej części podziela zdanie generała. Ani ze sztabu generalnego czy ministerstwa obrony, ani z wojskowych uczelni nie padły żadne głosy potępiające jego wypowiedzi. Nikt od Iwaszowa się nie odciął, nikt nie sprostował, wyjaśnił, jak jest naprawdę, by zarzucić staremu generałowi mijanie się z prawdą. I co ciekawe, krzywdy emerytowi nie robi nawet sam rosyjski prezydent. Dlaczego? Ponieważ ma świadomość, że znaczna część kierownictwa wojskowego myśli dokładnie to samo.
Władimir Putin wybacza, ale nie zapomina. Na pewno nie zapomniał wojsku tego, że w czasie buntu Jewgenija Prigożyna, kiedy buntownicy z Grupy Wagnera z Dmitrijem Utkinem na czele ruszyli po głowę Władimira Putina do Moskwy, wojsko się temu biernie przyglądało i nie próbowało przeciwdziałać. Wobec takiej postawy armii Putin ewakuował się samolotem do Petersburga, więc cały bunt spalił na panewce. Został źle przeprowadzony, powinien zacząć się w Moskwie z jednoczesnym opanowaniem lotnisk, by prezydent nie zdołał zbiec, ale zaczął się w Rostowie nad Donem, gdzie Prigożyn i jego cyngle z łatwością opanowali dowództwo okręgu wojskowego, praktycznie bez żadnego oporu. Putin tego wojsku nie zapomniał. Sam Prigożyn i Utkin zapłacili za to głową, a po jakimś czasie Siergiej Szojgu został przesunięty na stanowisko sekretarza Rady Bezpieczeństwa Narodowego, a ministrem obrony został finansista Andriej Biełousów. Kompletnie w wojsku nieznany i raczej niezbyt szanowany. Jest wojna, a na czele armii staje liczykrupa. To jak dać generałom w twarz. Wszyscy wiceministrowie pełniący swoje funkcje za czasów Siergieja Szojgu zostali wyrzuceni, a niektórzy aresztowani. To miało być ostrzeżenie dla wojska. Ale podstawowego problemu to nie zlikwidowało – w wojsku za Putinem nie przepadają.
Dlaczego w wojsku nie lubią Putina?
Popatrzmy na to z punktu widzenia wojska. Obiecano budowę świata wielobiegunowego metodami, które wybrał osobiście Putin, a co niestety wspierał szef Sztabu Generalnego gen. armii Walerij Gerasimow. Ale Władimir Putin popełnił fatalny błąd. Kiedy Ukraina była gotowa na nagłe wtargnięcie w 2014 r., Putin się na to nie zdecydował. Obawiał się reakcji Zachodu. A kiedy się w końcu zdecydował w 2022 r., to Ukrainy odpowiednio nie przygotował za pomocą działań hybrydowych i kognitywnych, tak jak to zalecał w 2013 r. Gierasimow w swoim artykule o współczesnych wojnach. I wyszło, jak wyszło, a odwrotu nie było. I zamiast w takiej sytuacji przejść do zdecydowanych działań wspartych mobilizacją ludzi i przejściem przemysłu na stopę wojenną, ten bawi się w jakieś wojny pozycyjne na wyniszczenie. Kraj popada w coraz większą ruinę, zaś NATO szykuje się na konfrontację z Rosją i czas działa tu na niekorzyść Moskwy. Wszystko legnie w gruzach. W dodatku na polu walki nie ma możliwości się wyróżnić, pokazać swojego kunsztu dowodzenia i zostać bohaterem na miarę Koniewa, Rokossowskiego, Malinowskiego, Bagramiana czy choćby nawet przereklamowanego Żukowa.
Czy ktoś np. potrafi wymienić słynnych generałów I wojny światowej? Marszałkowie Ferdinand Foch z Francji i Alexander Haig z Wielkiej Brytanii są znani najbardziej z tego, że byli naczelnymi dowódcami wojskowymi, podobnie jak po niemieckiej stronie Erich von Falkenhayn, ale kto zna takich generałów jak najskuteczniejszy austro-węgierski dowódca, pochodzący z Chorwacji marszałek polny Svetozar Boroević von Bojna? Albo rosyjski generał Aleksandr Brusiłow czy turecki generał Mustafa Kemal Atatürk, zwycięzca spod Gallipoli? A to byli naprawdę dobrzy dowódcy, trudno odmówić im kompetencji, jednak na kartach historii raczej się nie zapisali, bo wojna przybrała taki obrót, że ciężko się było wyróżnić. W momentach, w których na krótko przechodziła w fazę manewrową, udało się to takim dowódcom, jak gen. Joseph Joffre, stojący na czele sił francuskich w czasie pierwszej bitwy nad Marną we wrześniu 1914 r., czy późniejszy marszałek Paul von Hindenburg, zwycięzca z bitwy pod Tannenbergiem (czyli Stębarkiem, niemal w tym samym miejscu co Grunwald) w sierpniu 1914 r. Z działań manewrowych zasłynął też gen. Brusiłow. Ale reszta pozostaje kompletnie nieznana.
Czytaj także: Jaka jest strategia zwycięstwa Ukrainy? Zbyt dużego pola manewru tu nie ma
A o kim dziś można powiedzieć, że pokazał się jako dobry dowódca po rosyjskiej stronie? Chyba jedynie o gen. płk. Michaile Teplińskim, który zatrzymał ukraińską ofensywę na południu latem 2023 r. A poza tym powodu do chwały nie ma nikt. Większość rosyjskiej generalicji uważa, że ten stan rzeczy to wina Putina, który nie daje im okazji, by się wykazać wielką, zwycięską ofensywą.
Czy ta narastająca niechęć przerodzi się w bunt, to już inna sprawa, choć wciąż mamy nadzieję, że szansą dla Ukrainy i dla nas wszystkich są właśnie walki na szczytach kremlowskiej władzy. I tego nam wszystkim życzę.